Uwolnienie - recenzja spektaklu
2023-10-30 12:04:20 | WrocławWe Wrocławskim Teatrze Współczesnym odbyła się prapremiera spektaklu „Uwolnienie” w reżyserii Kuby Kowalskiego, który zrealizowano na podstawie nagrodzonej w V Konkursie Dramaturgicznym Strefy Kontaktu sztuki Zenona Fajfera. Sztuka traktująca o zniecierpliwionych widzach teatralnych szybko przeradza się w głębsza debatę (a nawet zaciętą kłótnię) na temat nas samych, w myśl bardzo popularnego stwierdzenia, że wszyscy jesteśmy aktorami swego życia, w teatrze zwanym światem.
„Uwolnienie” uwalnia w nas najróżniejsze myśli, postawy i emocje. To spektakl pełen sprzeczności już nawet w warstwie formalnej. Odzywające się z widowni głosy poirytowania, gdy po trzecim dzwonku na scenie nie dzieje się absolutnie nic, a my skazani jesteśmy na obserwowanie siebie samych poprzez obraz z kamery wideo, są jakby naszymi głosami. Utożsamiamy się z facetem, który mówi, że to kpina i z kobietą, która sugeruje chwilę cierpliwości. Gdy okazuje się, że między zwykłymi widzami są aktorzy grający widzów, czekamy na nieuchronną w tych okolicznościach dozę improwizacji, interaktywności, zaproszenia do wspólnego przeżywania czegoś, co przecież u podstaw wspólne jest jak mało co. A jednak to nie nadchodzi.
Bohaterowie grają swe role ale jakby nas tam nie było. Przestają być nami, a są jedynie między nami, w zachowaniu coraz bardziej odbiegając od spodziewanych norm i schematów w tego typu sytuacji (jesteśmy zamknięci w pustym teatrze). Z czasem odzywają się kolejne postacie, w tym duet młodych, który w finale raczy nas najlepszym dialogiem całego spektaklu. Jednak jest jeszcze starszy pan w garniturze, otwarcie stawiający tezę, że oglądamy ludzi jedynie udających, podstawionych. A zagadkowi jegomoście, wchodzący zewnątrz w garniturach nie pasują tutaj tak bardzo jak zagubiona dziewczyna w siwych włosach, która mówi w obcym języku, od tyłu.
Przedziwny to spektakl, niejednoznaczny, nietypowy, banalny i trudny jednocześnie. Metafory i poglądy jakie zawarto w tekście nie są kompletnie niczym odkrywczym, a raczej próbą powrotu do zadum przywoływanych przez myślicieli od dawna. A przy tym jest w tym wszystkim tyle poczucia humoru, satyry i groteski, że nawet jeśli zapominamy o tym spektaklu w mgnieniu oka, to emocje tu i teraz są potężne i raczej pozytywne.
75 minut mija błyskawicznie, a na scenie, którą głownie staje się widownia, dzieje się ciągle i dużo i szybko. Pokaźną obsadę przedstawienia można tylko chwalić. Dostaliśmy przegląd różnorodnych charakterów i nawet jeśli nie każdą rolę rozumiemy i nie z każdą postacią się utożsamiamy, doceniamy kunszt aktorski, idący za tym co bardzo trudne – graniu ludzi zwyczajnych, z których sytuacja kryzysowa wyciska dopiero drugie, niespodziewane dno (albo szczyt).
Michał Derkacz
fot. Rafał Skwarek/WTW