Filadelfijska opowieść - recenzja spektaklu
2019-03-26 10:18:23 | WrocławScena wypełniona śpiewem, tańcem i śmiechem. Teatr Polski we Wrocławiu przenosi widzów do lat 30. XX wieku „Filadelfijską opowieścią” w reżyserii Stanisława Melskiego na podstawie sztuki Philipa Barry'ego. Tytuł jest już znany z filmu pod tym samym tytułem z 1940 roku, który odniósł ogrmny sukces. Melski jest pierwszym reżyserem, który zdecydował się wystawić to przedstawienie w Polsce. Czy udała mu się ta sztuka? Czy warto wybrac się do teatru? Przeczytajcie recenzję spektaklu!
Zobaczcie zdjęcia ze spektaklu >>
Duch tamtych lat
Spektakl nie jest typowym musicalem, mimo że łączy ze sobą dialogi, muzykę i taniec. Przygotowana choreografia, wykonania aktorów naprawdę są dużym widowiskiem, a finałowy taniec całej obsady robi wielkie wrażenie. Również scenografia ukazuje widzom lata 30. w bogatej, amerykańskiej rodznie. Oryginalne obrazy, pianino, na któtym powinna grać każda dziewczyna, drogie alkohole, którymi częstują gości. Uwagę zwracją piękne stroje - delikatne, zwiewne sukienki i aksamitne kostiumy, a także eleganckie garnitury mężczyzn.
Niezwyła rodzina
Tracy Lord (w tej roli naprawdę bardzo dobra Beata Śliwińska) jest wyrazistą bohaterką. W domu trwają przygotowania do jej drugiego ślubu z bogatym Georgem Kittredgem. Jej wcześniejsze małżeństwo z Dexterem Havenem trwało bardzo krótko, bo tylko 10 miesięcy. Była to przelotna relacja, ale bardzo burzliwa i impulsywna. Jednak gdy na scenie zjawił się ex-mąż, od razu miało się wrażenie, że nie są sobie obojętni i pod pokrywą złości nadal się kochają. Od razu można też zauważyć różnicę pomiędzy mężczyznami, śmiesznym naiwnym Georgem, którego zagrał Marcin Piejaś, a silnym, postawnym Dexterem zagranym przez Krzysztofa Brzazgońskiego.
W spektaklu ważna rolę odgrywa motyw rodziny, po której widać jaki wpływ wywarła na główną bohaterkę. Do zdemaskowania bogaczy miał posłużyć wydawca czasopisma „Spy” Sidney Kidd, który postanowił wprowadzić brukowego reportera Mike'a Connora i fotografkę Liz Imbrie, zagranych przez Błażeja Michalskiego i Martynę Witkowską, aby mogli zdać relację ze ślubu i wesela. Tracy oraz reszta rodziny zdawali sobie sprawę z podstępu i sami zaczęli udawać i odgrywać „przedstawienie”, aby ukryć niedoskonałości rodzinne m.in. to, że ojciec Tracy ma problem z byciem wiernym swojej żonie.
Niedaleko pada jabłko od jabłoni
Jednak jak się okazuje Tracy jest bardzo podobna do swojego ojca, ponieważ sama budzi kontrowersje. Mimo że pragnie szczęścia i miłości, nie potrafi wybrać swojego przyszłego męża i wśród różnych mężczyzn próbuje odnaleźć tego jedynego. Najzabawniejszą i zarówno najbardziej przerysowaną postacią była młodsza siostra Tracy, Dinah Lord, którą zagrała utalentowana Marika Klarman. Była to najbardziej wyrazista postać tego spektaklu, ponieważ zajęła całą scenę swoimi efektownymi pokazami gimnastycznymi, tańcami i śpiewem. Na pewno dodaje zabawnego wydźwięku całemu spektaklowi.
Chociaż jest to dość prosta komedia, z bardzo przewidywalnym zakończeniem, to spektakl pokazuje ponadczasowe wartości, takie jak pragnienie miłości i bycia kochaną. Wprawdzie historia przedstawia życie z poprzedniego wieku, można w nim odnaleźć odwołanie do wyglądu współczesnego życia np. celebrytów. Mamy tu ludzi, którzy próbują kreować siebie w mediach, ukrywając swoje niedoskonałości. Udają perfekcyjne życia, aby zagłuszyć swoje pragnienia. Ostatecznie, na spektaklu „Filadelfijska opowieść” powinniście się dobrze bawić.
Katarzyna Biczysko
fot. Krzysztof Zatycki