Café Panique - recenzja spektaklu Wrocławskiego Teatru Pantomimy
2018-03-24 10:31:03 | Wrocław23 marca 2018 Wrocławski Teatr Pantomimy zabrał widzów na studencką premierę "Café Panique", czyli spektaklu o dziwactwach ludzkich. Czy groteska i absurd to dobra forma na przedstawienie objawów samotności oraz nieradzenia sobie z dziwnościami, które w świecie tylko z pozoru idealnym, wszyscy posiadamy? Przeczytaj recenzję!
W czasach kiedy z każdej strony jesteśmy zasypywani wyidealizowanymi obrazami "przerabianych" ludzi, nie łatwo nie dostrzec w sobie wad. "Café Panique" pokazuje jak te wady zaakceptować. Zainspirowana opowiadaniami francuskiego surrealisty Rolanda Topora, reżyserka - Joanna Gerigk stworzyła obraz ludzi, którym towarzyszą mniej lub bardziej widoczne dziwactwa. Choć pantomima opiera się głównie na niewerbalnym wyrazie to o tyle opowiadania Rolanda są na tyle sytuacyjne i opisowe, że reżyserce nie trudno było to przenieść na ten rodzaj przedstawienia.
Akcja zaczyna się od kawiarni, w której już od samego początku nie jest nudno. Nadzwyczaj opanowany kelner zaczyna obsługiwać bohaterów skrywających wstydliwe dziwności. Mężczyzna z pięknymi, kobiecymi piersiami, kobieta z wyczulonym nosem, bezręki dyrygent, którego znalezione w magicznym pudle protezy - "ożywają", czy pracoholik, którego narzucony przez samego siebie i "anioła" przymus napisania książki zaprowadził do szaleństwa. To tylko niektórzy z bohaterów tego przedstawienia.
Choć podczas oglądania "Café Panique" uśmiech właściwie nie ma szans zniknąć z twarzy, to sama tematyka nie jest aż tak zabawna. W końcu spektakl dotyczy dziwności, które zazwyczaj nie są akceptowane przez społeczeństwo, a co dopiero przez nas samych. Rzeczywistość stwarza ludziom życie, które samo w sobie trudne, okazuje się być przez nietolerancję i nieakceptację odmienności jeszcze gorsze. Na deskach teatru widać było po niemal każdym epizodzie wchodzące na scenę łososie, które można odbierać jako symbol uwalniania się od wszelkich złych spostrzeżeń na temat samego siebie lub po prostu jako wyraz drogi do raju, która dla każdego może oznaczać coś innego. A ta droga do bycia w świecie wolnym od zmartwień często jest bardzo długa, męcząca i czasami niemożliwa.
Sukces spektaklu tkwi w tym, że dotyczy każdego człowieka, a delikatnie oderwane od rzeczywistości, bazujące na absurdzie historie Rolanda, na których reżyserka się oparła, dają możliwość każdemu odnaleźć się w tych osobowościach. Każdy człowiek czuje się czasem samotny, a istota ludzka bez wad po prostu nie istnieje, więc zdecydowanie warto poświęcić chwilę na ten teatr ruchu, który wzbogacony czarnym humorem rozbawi, zadziwi i pokaże nam zbawienną drogę, którą każdy z nas może iść tylko jeśli zaakceptuje swoje wady. Czy pojęcie "normalny' nie powinno równać się z "dziwny"? Trudno zdefiniować oba, szczególnie gdy pospolitość objawia się w tych obydwu aspektach.
Warto dodać, że w bezsłownym spektaklu można usłyszeć ciekawą muzykę jazzową i dźwięki, które znakomicie wzbogacają przekaz całego przedstawienia. Tak więc zdecydowanie jest to swego rodzaju uczta dla oka, ale także dla ucha.
Justyna Matuszak
fot. Krzysztof Zatycki