Felieton o zawodowo zawodzących piłkarzach
2006-06-10 00:00:00 | WrocławPolityków to jeszcze mogę zrozumieć. Obiecują złote góry, bo potrzebują głosów. Płaszczą się i wdzięczą dla czegoś. Ale po co piłkarze obiecywali agresję i pełne zaangażowanie w meczu z Ekwadorem?
Może dla dobrego nastroju. Co jak co, ale przeddzień ważnych dla Polski wydarzeń zawsze skąpany jest w euforii. Nadzieje sięgają niebotycznych wysokości, z których spadamy prędko, boleśnie się w finale obijając. Dlatego przed Mundialem wybuchła obowiązkowa gorączka, która rozgrzała nawet i szczerze w naszą piłkę wątpiących.
Mnie też rozpaliło i majaki podpowiadały mi awans z grupy. Później miała być przyzwoita gra, walka i szukanie szczęścia. Teraz z nieufnością patrzę nawet na to ostatnie, które jeszcze w dodatku ponoć lepszym sprzyja.
I nie chodzi mi o to, że kopali niecelnie. Ani nawet o to, że jakoś krzywo i niezdarnie. Nie czepiam się kopów słabych, anemicznych i wątłych. Przymknę nawet oko na te zupełnie bez sensu i pomysłu. Jedno tylko boli; że brakiem walki kopnęli w serce - mocno i bez pardonu.
Metafora musi być słaba, bo piłka to nie poezja. To konkret, wola rodząca męską solidarność, która prowadzi do zwycięstwa. Niby nic wielkiego. Technika, taktyka? Pomijam, rzucam w niebyt; dlatego że jestem zawiedziony, a zawód zwyczajnie za racjonalnym myśleniem nie przepada.
Dałem się uwieść, jak wielu, nadziejom i zapewnieniom. Nie opierałem się, dałem się uwieść z przyjemnością, bez żadnego oporu. I pewnie wielu, podobnie do mnie, dało się uwieść, bo tego męskość nasza niekonsekwentna czasem potrzebuje.
Czy można napisać o reprezentacji jak o kobiecie, która ostudziła męskie uczucia? Można i nawet trzeba. Porównanie jest jak najbardziej na miejscu. W końcu to przy sporcie i kobietach, my mężczyźni, najchętniej pokazujemy emocje; wtedy się uzewnętrzniamy. Teraz znów się w sobie skryjemy, zamilkniemy wpatrzeni bezmyślnie w polityczne spory i inne płaskie spektakle.
Piłkarzom zarzucam brak chęci walki, pokazania się, biegania; grania po prostu. Nie winię trenera, okoliczności, przeciwnika, bo to tylko dodatki. Czy byli spięci, przerażeni, zdenerwowani? Nie interesuje mnie to - to dorośli faceci, którzy od lat wykonują swój zawód. Nikt nie żądał od nich mistrzostwa świata. Wierzyliśmy tylko, że będą chcieli je zdobyć...
Marcin Gębicki