The Les Clöchards
Dawno, dawno temu pięciu włóczęgów z Korsyki przypłynęło w dziurawej łodzi na Lazurowe Wybrzeże. Żeby nie umrzeć z pragnienia, wyszperali w śmietnikach zdezelowane instrumenty i założyli zespół. Na nowe ubrania nie było ich stać, więc występowali w tym, co mieli akurat na grzbiecie. I choć odnieśli oszałamiający sukces, dżobując na luksusowych jachtach i weselach u bogaczy, tak już zostało. Covery AC/DC i innych gigantów rock and rolla grają ostrzej od oryginałów, pielęgnują swój kloszardzi wizerunek, dążąc pod tym względem do niedościgłego ideału Keitha Richardsa, i ciągle odżywiają się głównie czerwonym winem. Legenda The Les Clöchards to, oczywiście, tylko kabaretowa blaga, wizerunkowa zagrywka, bez której trudno byłoby się przebić nie tylko w mediach, ale i w zamkniętym, artystycznym uniwersum. Żeby być, trzeba się drzeć. Dziurawe i poplamione garnitury, brudne twarze i rozczochrane włosy to efekt starannej charakteryzacji, w sam raz na konkurs Eurowizji, ale rockowy hałas to sama szczerość.