Dramat rodzaju męskiego - recenzja spektaklu
2024-01-18 10:29:28 | Wrocław„Dramat rodzaju męskiego” to nowy spektakl w ofercie Wrocławskiego Teatru Współczesnego. Reżyser Marcin Liber zrealizował go na podstawie nagrodzonej w V Konkursie Dramaturgicznym STREFY KONTAKTU sztuki Jakuba Tabaczka pod tytułem „Stulejka”. Czy warto zobaczyć to przedstawienie? Przeczytajcie recenzję!
Każdy kowboj jest inny
Przed premierą mieliśmy poważne obawy o to, czy „Dramat rodzaju męskiego” nie zostanie sprowadzony do kabaretowego wyśmiania męskich spraw, wytknięcia stereotypów itd. Na szczęście sam tekst oraz jego sceniczna interpretacja okazują się naprawdę przemyślane, interesujące, wartościowe i fantastycznie podane.
Amerykański stereotyp facetów w jeansowych, kowbojskich uniformach stanowi tu jedynie wspólny mianownik dla wszystkich postaci (także kobiecych), robiący z nich tłum przechodniów, pozornie takich samych, ale ostatecznie każdy jest inny, każdy jest jakiś, każdego określa i definiuje coś odrębnego. W kolejnych scenach dany bohater, na którym aktualnie się skupiamy opisuje swój wygląd inaczej niż wskazywałby na to wspomniany kostium.
Pojawiają się też rekwizyty oraz elementy scenografii (oszczędnej, ale uniwersalnej i wystarczającej) – te faktycznie istniejące, jak też te konieczne do wyobrażenia sobie przez widzów. Dostajemy dzięki takim zabiegom dzieło bardzo teatralne, dosłowne kiedy trzeba, ale także metaforyczne i poruszające wyobraźnię.
Nie ma facetów bez kobiet
Prezentowane historie tylko z początku są oparte na archetypach, postaciach, które opisuje jedna cecha, bo potem okazuje się, że każdy bohater ma drugie dno, coś ciekawego do powiedzenia czy pokazania, czym przełamuje pierwsze wrażenie, jakie by ono nie było. Nieodzowne w tych opowieściach są oczywiście kobiety, bo przecież to z nimi panowie wchodzą w interakcję. Przedstawicielki płci pięknej również nie są tylko tłem. Zawsze mają swoje własne historie, sprawiając, że „Dramat rodzaju męskiego” równie dobrze działa jako spektakl o facetach, co o kobietach.
Sceny zróżnicowane, jak ich bohaterowie
Kolejne sceny są bardzo zróżnicowane, tak jak ich bohaterowie. Często śmiejemy się, współczujemy, złościmy, a nawet opłakujemy, a to wszystko zostało pomieszane i zrównoważone z wyjątkową precyzją, wyważeniem i czułością. Przedstawienie ogląda się jednym tchem, chłonąc emocje jakie płyną ze sceny.
Wszystkie role zostały rewelacyjnie zagrane, choć subiektywnie musimy wyróżnić Mariusza Bąkowskiego (niesamowicie wszechstronny aktor, sprawdza się w każdej roli), Miłosza Pietruskiego (wiarygodny bez względu na rolę), Przemysława Kozłowskiego (fantastycznie zagrał ojca, który oczekuje od syna perfekcji, choć sam jest od niej daleki), Tadeusza Ratuszniaka (rola pozwoliła mu na szaleństwo, więc oszalał!) oraz Macieja Tomaszewskiego (gdy wygłasza monolog, łzy leją się na całej widowni).
„Dramat rodzaju męskiego” ma chyba tylko jeden (także bardzo subiektywny) minus, a jest nim niepotrzebna ingerencja reżysera w nasz odbiór kolejnych scen, poprzez wypowiedzi/komentarze w formie tekstu wyświetlanego z tyłu sceny. Naprawdę nie są one do niczego potrzebne, bo tekst Jakuba Tabaczka broni się sam i nie musimy znać prywatnych wynurzeń reżysera, który go adaptował. Nie jest to naturalnie żadna znacząca wada, a „Dramat rodzaju męskiego” to bez wątpienia najlepszy spektakl w WTW od dawna. Zdecydowanie polecamy zobaczyć to dzieło!
Michał Derkacz
fot. Natalia Kabanow