W meczu 5. kolejki Ekstraklasy Śląsk Wrocław pokonał u siebie GKS Bełchatów 2:1. Gospodarze strzelili decydującego gola w doliczonym czasie gry. Bohaterem okazał się Tomasz Szewczuk.
Przed sobotnim spotkaniem wszyscy dokładnie zdawali sobie sprawę, że Bełchatów to bardzo groźny rywal, posiadający w składzie reprezentantów Polski i uznanych ligowych graczy. Dodatkowo byli wicemistrzowie kraju mają na ławce trenerskiej najbardziej utytułowanego trenera dekady. Przy Oporowskiej wierzono jednak, iż WKS da sobie radę.
Początek spotkania nerwowy z obu stron. Gra toczyła się głównie w środku pola, żadnej z ekip nie udało się przedostać bliżej bramki rywala. Pierwszą groźniejszą akcję przeprowadzili goście - po dośrodkowaniu Garguły głową obok słupka uderzył Pietrasiak. Kilka minut później podobna sytuacja, tym razem nad bramką uderzył Costly.
Po okresie lepszej gry Bełchatowa, budzić zaczęli się gospodarze. Najpierw za mocno w uliczkę do Sotirovića zagrywał Ostrowski. Następnie uderzenie z dystansu nie wyszło Sebastianowi Mili. Śląsk grał nieźle, starał się utrzymywać przy piłce, ale nie potrafił zawiązać żadnej akcji ofensywnej. Kluczowa jak się potem okazało była 28. minuta, kiedy z kontuzją łydki zszedł Vuk Sotirović, a zastąpił go Tomasz Szewczuk.
I to właśnie on był bohaterem 41. minuty. W pole karne z rzutu wolnego futbolówkę wrzucał Sebastian Mila. Zamieszanie w polu karnym wykorzystał Janusz Gancarczyk, który uciekł do lewej strony i zacentrował prosto na głowę wbiegającego Szewczuka. Trybuny przy Oporowskiej huknęły z radości. 1:0! Do końca pierwszej części gry nic już się nie zdarzyło i zawodnicy zeszli do szatni.
Drugą odsłonę z dużym impetem zaczęli gospodarze. Już w 47. minucie doskonałą okazję do podwyższenia wyniku miał Sebastian Dudek, ale jego strzał okazał się zbyt lekki. Chwilę później szarżował Szwewczuk, lecz także tym razem lepszy okazał się Krzysztof Kozik. WKS atakował, szczególnie aktywny był na lewym skrzydle Gancarczyk, lecz brakowało ostatniego podania.
Nieskuteczność miejscowych sprawiła, iż do coraz groźniejszych okazji dochodzili goście. W 57. minucie znakomity strzał Garguły z rzutu wolnego i jeszcze lepsza interwencja Wojciecha Kaczmarka. Dziesięć minut później znów golkiper wrocławian ratuje ich przed utratą bramki. Dwie minuty później już mu się nie udało. Dokładne dośrodkowanie Garguły z rożnego na gola zamienił Marcin Drzymont.
Śląsk doznał szoku, ale szybko się z niego otrząsnął i rozpoczął szturm na bramkę Kozika. Najpierw z wolnego próbował Mila, potem dwie dogodne sytuacje wypracował sobie wprowadzony za "Rogera" Ulatowski. W 83. minucie powinno być 2:1, gdy Janusz Gancarczyk nie wykorzystał sytuacji "sam na sam" po fantastycznym zagraniu piętą Sebastiana Dudka.
I gdy wydawało się, że starcie we Wrocławiu skończy się remisem rzut wolny przed polem karnym dostał Śląsk. Do piłki podszedł Krzysztof Ostrowski, uderzył mocno, futbolówka odbiła się od obrońców i trafiła prosto pod nogi Tomasz Szewczuka. Ten nie miał problemów z umieszczeniem jej w siatce. 2:1! Takim też wynikiem kończy się mecz.
Po spotkaniu trener Tarasiewicz podziękował swoim podopiecznym za determinację i wiarę do ostatniego gwizdka w zdobycie trzech punktów. Z kolei Paweł Janas był niepocieszony utratą bramki w ostatniej minucie meczu.
WKS Śląsk Wrocław - GKS Bełchatów 2:1 (1:0)
Szewczuk (42., 93.) - Drzymont (69.)
Żółte kartki: Ćap (Śląsk) - Kuklis, Herrera, Gol (GKS)
Śląsk Wrocław: W. Kaczmarek - Socha, Celeban, Sztylka, Cap (66.Pawelec) - Ostrowski, Dudek, Łukasiewicz, J. Gancarczyk, Mila (77.Ulatowski) - Sotirović (28. Szewczuk)
GKS Bełchatów: Kozik - Herrera, Drzymont, Pietrasiak, Popek - Kuklis, Jarzębowski, Rachwał, Gol (66. Adamiec) - Garguła (86. Cetnarski), Costly
Sędzia: Dawid Piasecki (Słupsk)
Widzów: 5000
Tomasz Szuchta
(tomasz.szuchta@dlastudenta.pl)
Patronem medialnym WKS Śląsk Wrocław jest portal dlaStudenta.pl
