Co dalej z dr Ironicznym z UE we Wrocławiu?
2010-02-22 16:04:42 | WrocławUczelnia żegna - KFC wita? Afera jaką rozpętały słowa wrocławskiego wykładowcy opublikowane na oficjalnej stronie Uniwersytetu Ekonomicznego w ten weekend znajdzie swój koniec przed Komisją Dyscyplinarną. W internecie aż huczy od komentarzy. Zdania są jednak mocno podzielone.
Zaczęło się od niezdanego egzaminu poprawkowego z mikroekonomii. 80 osób na 120 oblało. Sporo, to fakt, ale o co tyle szumu skoro zdarza się to praktycznie na każdej uczelni podczas każdej sesji? To co wyróżnia tę sytuację na tle innych to komentarz jakim opatrzone zostało owo niepowodzenie. Jego autorem jest dr Bartosz Scheuer.
"Wszystkim 80-ciu osobom, które nie zdały egzaminu poprawkowego z mikroekonomii, życzę szczęśliwej podróży do Dublina (proponuję wykupienie biletu zbiorowego, będzie taniej), sympatycznej pracy w KFC lub wielu niezapomnianych chwil pod "pośredniakiem. Jeżeli ktoś z Państwa, w związku z wynikami, ma zamiar zrobić sobie krzywdę, to proszę uczynić to poza budynkiem L, ponieważ z tamtejszego linoleum ciężko usuwa się krew; poza tym i tak jest tam już wystarczająco ślisko."
Na pierwszy rzut oka słowa oburzają! Chamstwo profesora wobec grupy studentów wydaje się być wielce nie na miejscu. Najłatwiej jest jednak sądzić po pozorach nie znając szerszego kontekstu. Jest nagonka, trzeba się przyłączyć. Odreagować sobie sesję - udaną bądź nie, i zrzucić winę na wykładowców. Po burzy jaką rozpętali internauci, kontrowersyjna wypowiedź szybko znika, a dr Scheuer tłumaczy swój skierowany wg niego do wąskiego grona żart (?) będący w swym założeniu formą ironii. "Wszystkie osoby, które poczuły się urażone poprzednim wpisem serdecznie przepraszam. Niemniej nie sądzę, aby studenci, którzy mieli ze mną zajęcia wzięli ów wpis za prawdę. Ponadto miał on związek z zajęciami i ich treścią, czego nikt nie zauważył (economics of suicide szkoły chicagowskiej). Bardzo prosiłbym również osoby, które zapychają mi skrzynkę mailową groźbami i inwektywami, aby nie wylewały swojej frustracji na stronach UE (przy okazji nie jest to skrót od Unia Europejska). Może warto byłoby zapytać samych zainteresowanych, czyli studentów, co o tym sądzą i czy faktycznie czują się tak bardzo urażeni?"
Może w pełni skruchą tego nazwać nie można. Widać jednak, że doktor nie trwa w przekonaniu o swej nieomylności i (mimo, że w charakterystyczny dla siebie sposób) w sumie przeprasza.
Zwraca on uwagę na istotny fakt jakim jest przede wszystkim to czy jego komunikatem dotknięte poczuły się osoby których bezpośrednio on dotyczy? Przecież to one znają go lepiej od przypadkowych internautów, którzy wyciągają moim zdaniem nie tylko zbyt pochopnie, ale i zbyt daleko idące wnioski. Ciekawa tylko jestem, co boli bardziej? Sarkastyczny język i zarzucany brak klasy czy gorzka prawda?
Jeżeli największe oburzenie wywołuje wzmianka o ewentualnym samobójstwie to jeszcze jestem w stanie to zrozumieć. Młodzi ludzie różnie reagują na niepowodzenia, a ci co wrażliwsi mogliby faktycznie wpaść na pomysł pójścia w ślady Wertera. Tak jak dla jednych nieszczęśliwa miłość ,tak dla innych wizja zmywania garów gdzieś na Wyspach czy smażenia kotletów w fastfoodzie mogłaby okazać się tą najbardziej dołującą. Wydaje mi się jednak, że taka sugestia bardziej niż negatywnie raczej powinna wpłynąć na ambitnego studenta motywująco! Powinien mimo porażki postanowić udowodnić sobie i innym że coś osiągnie, a nie zamknąć się w domu i pisać, ze Pan Profesor niedobry... Najgłośniej krzyczą zapewne Ci, którzy myślą, że "ja płacę, ja wymagam" i wielce zdziwieni są faktem, że ktoś im jeszcze każe się na studiach uczyć.
Sprawa nie przybrałaby może tak wielkich rozmiarów, gdyby nie to, że nieszczęsna wypowiedź pojawiła się na oficjalnej stronie Uniwersytetu. Nie ulega wątpliwości, że poważna uczelnia nie może pozwolić sobie na takie niewybredne żarty, aby nie stracić swej renomy. Rozgraniczyć więc trzeba prywatne odczucia wykładowców od stanowiska UE. Komisja dyscyplinarna, przed którą stanie główny bohater afery powinna rozpatrywać przewinienie w tym właśnie aspekcie.
Ci, którzy znają stan szkolnictwa wyższego w Polsce i podejście wielu (aczkolwiek oczywiście nie wszystkich!) studentów do nauki nie powinni dziwić się reakcji wykładowcy. Oni też są tylko ludźmi ,a ich cierpliwość i wyrozumiałość dla wielu młodych osób też ma swoje granice. Najlepiej świadczy komentarz pewnego wrocławskiego profesora, który najbardziej spodobał mi się pod artykułem-atakiem na dr z UE.
"A co można zrobić ze studentem który trzy dni po terminie egzaminu poprawkowego przysyła takiego maila: "Przepraszam za nieobecność na terminie poprawkowym- niestety nie mogłem wyrwać się z pracy. Czy jest możliwość żebym zaliczył przedmiot w ten czwartek przed 13? Nie mam tym tygodniu innego wolnego terminu."
SG