Gwardia Wrocław pokonała w Sycowie miejscową drużynę Kamy-Rośka 3:1 i awansowała do kolejnej fazy Pucharu Polski.
Wrocławianie przyjechali do Sycowa w roli faworyta. Nie mogło być inaczej skoro drużyna gospodarzy występuje na co dzień o klasę rozgrywkową niżej. Warto jednak zaznaczyć, że drużyna Kamy-Rośka zawsze plasuje się w górnej części tabeli a w ubiegłym sezonie rywalizację o zwycięstwo w lidze przegrała jedynie z mocną ekipą Juventuru Wałbrzych, którego barw bronił były gwardzista Marcin Zając. W ekipie z Sycowa w pierwszej szóstce na parkiet wyszedł natomiast Paweł Nawrocki, który jeszcze dwa sezony temu reprezentował barwy... Gwardii Wrocław.
Nawrocki jednak szybko opuścił boisko, bo nie pokazał nic nadzwyczajnego. Siatkarze Gwardii w pierwszym secie szybko wypracowali kilkupunktową przewagę i cały czas kontrolowali przebieg spotkania. Kilka razy dobrze zaprezentował się Chadała, dobrze blok gospodarzy gubił Marciniak. Do tego doszło kilka błędów własnych gospodarzy i przyjezdni pewnie wygrali do 17.
Także bez historii przebiegał drugi set. Podopieczni Macieja Jarosz szybko wywalczyli kilkupunktową przewagę i gdy na zagrywkę wchodził Wilk, prowadzili już 8-4. Wtedy rozpoczęła się fenomenalna passa nowego gracza Gwardii, przy którego serwisie goście zdobyli aż 6 punktów (w tym trzy asy serwisowe!). 15-5 i to był koniec złudzeń Sycowian - przegrali do 18.
W trzecim secie trener gości wpuścił na boisko rezerwowych: Dudkiewicza, Jarząbskiego i Zdrzałka. Gospodarze tymczasem skoncentrowali się i nie popełniali już tylu błędów własnych co wcześniej. Wzmocnili zagrywkę i skuteczniej kończyli kontrataki. Do tej pory nieco rozczarowana i śpiąca publiczność nagle się ożywiła i w kameralnej sali sycowskiego MOSiR-u urządziła gościom prawdziwe piekło. Jakby tego było mało, Wrocławian opuściło szczęście. Gdy ambitni zawodnicy z Sycowa wygrali najdłuższą wymianę meczu (na 20-16) wiadomo było, że ten set będzie ich. Zwyciężyli ostatecznie do 21.
Do czwartej partii trener Jarosz desygnował pierwszą szóstkę. Już po chwili, po asie serwisowym Terleckiego, było 6-3 dla gości. Trener gospodarzy Paweł Ciemny poprosił o czas. Nic to jednak nie dało, bo jego podopieczni nadal byli rozkojarzeni i popełniali katastrofalne błędy w przyjęciu i rozegraniu. Tymczasem gwardziści rozluźnili się do tego stopnia, że atakować zaczął nawet rozgrywający Marciniak. To musiało zakończyć się tylko w jeden sposób - Gwardia wygrała seta do 12, a całe spotkanie 3-1.
Zawodnikom z Sycowa nie można odmówić ambicji, ale różnica klas była bardzo widoczna. Z tego - w gruncie rzeczy bardziej sparingowego niż pucharowego - spotkania wniosek nasuwa się jeden: z taką ławką rezerwowych Gwardia raczej nie wywalczy awansu do PLS. Działacze z ulicy Krupniczej szybko powinni to zauważyć, bo choć okienko transferowe trwać będzie jeszcze ponad trzy miesiące, to jednak polski rynek jest już nieźle przetrzebiony.
Kama-Rosiek Syców - EnergiaPro Gwardia Wrocław 1:3 (17-25; 18-25; 25-21; 12-25)
Jakub Guder
(jakub.guder@dlastudenta.pl)