Stoicki spokój i eksplozja energii
2008-01-25 13:32:10 | WrocławJacek Kochan i Gary Thomas mówią tym samym językiem, choć używają do tego zupełnie innych środków. Ich spotkanie na scenie Impartu było kontynuacją wspólnych koncertów oraz sesji nagraniowej, która miała miejsce w lipcu zeszłego roku - co mam nadzieję zmaterializuje się niedługo w postaci nowej płyty.Przyznaje, że oczekiwania były ogromne, bowiem Jacek Kochan od lat znany jest z ciekawych projektów we współpracy z największymi muzykami współczesnego jazzu.
Koncert z taką znakomitością jak Gary Thomas powinien był szczelnie zapełnić salę ODA Firlej, ale po raz kolejny okazało się, że wielkie wydarzenie jazzowe niekoniecznie przekłada się na zainteresowanie publiczności. Być może jest to kwestia mało sprawnych działańmarketingowych, bo trudno jest mi uwierzyć, że w prawie ośmiuset tysięcznym mieście, nie można zmobilizować co najmniej stu osób do wybrania się na ciekawy koncert. Porzucając jednak, ten smutny aspekt środowego wieczoru w Firleju, warto zwrócić się w stronę muzyki, która wywołała o wiele bardziej pozytywne emocje. Wielkie oczekiwania, o których wspomniałem wcześniej dotyczyły głównie samego Gary Thomasa.
Jest on bezsprzecznie jednym z najbardziej docenianych obecnie jazzmanów. Jak okazało się w trakcie koncertu, jest toopinia całkowicie zasłużona. Kompozycje Kochana idealnie wpasowały się w klimat, w którym Thomas czuje się jak ryba w wodzie. Połamane rytmy, post-bopowe brzmienia - a wszystko to okraszone lekką dawką elektroniki, która wprowadziła sporo świeżości. Postawa Garego Thomasa na scenie jest co najmniej posągowa. Zerowa mimika twarzy, brak jakichkolwiek emocji. Gdyby pokusić się o eksperyment wyłączenia fonii, wydawałoby się, że Gary Thomas nie gra. To, co jednak wydobywało się z jego saksofonu, to muzyka najwyższej marki. Bardzo selektywnie artysta dobierał poszczególne dźwięki.
Znakomite rytmicznie frazy idealnie współgrały z burzą rytmiczną Jacka Kochana, który na scenie jest całkowitym przeciwieństwem Thomasa. Kochan lubi mocne uderzenie, które nie zawsze współgrało z tym co działo się u pozostałych muzyków. Na pewno nie można zarzucić mu braku fantazji i różnorodności wypełniania przestrzeni rytmicznej, ale momentami miałem wrażenie jakby nie do końca słuchał swoich kolegów na scenie. Wielkie brawa należą się na pianiście - Dominikowi Wanii. Ten młody muzyk zabłysną precyzją i porywającymi solówkami, które zdecydowanie były ozdobą wieczoru.Pomimo wielu pozytywnych momentów, koncert pozostawił mały niesmak. Zabrakło w nim; szaleństwa;. Kompozycje Jacka Kochana były zbyt schematyczne, co sprawiło wrażenie odegrania, a nie kreowania.
PT