Koledzy na plus
2007-10-22 12:26:40 | WrocławJako pierwszy zagrał Karimski Club - zespół Karima Martusewicza, basisty Voo Voo. Mimo pełnego profesjonalizmu (Martusewicz był dawniej członkiem Woobie Doobie - kapeli złożonej z najlepszych polskich sidemanów) i perfekcji aranżacyjnej, publiczność była raczej senna i dało się wyczuć oczekiwanie na kolejnych wykonawców.
Po Karimski Clubie na scenie pojawili się - sądząc po reakcjach widzów - ci, których występ był najbardziej wyczekiwany - „Koledzy", czyli wspólny projekt Macieja Maleńczuka i Wojciecha Waglewskiego (tym razem wspólnie z zespołem, w sekcji dętej pojawił się m.in. Antoni Gralak z Tie Break). Koledzy dali publiczności dokładnie to, czego ta oczekiwała - mieszanki bluesa, miejskiego folku i knajpianego klezmerstwa. Najlepiej przyjęte zostały singlowy „Biust", a także wieszczące upadek IV RP „Kaczory" zagrane na bis. Maleńczuk po raz kolejny udowodnił, że na rynku muzyki popularnej w Polsce, nie ma sobie równych jeśli chodzi o charyzmę i warunki wokalne, a Waglewski, że potrafi zagrać wszystko i idealnie odnajduje się w stworzonym przez siebie muzycznym eklektyzmie.
A jeśli jesteśmy przy eklektyzmie „Wagla", jako ostatni tego wieczoru zagrał zespół Voo Voo. Każdy, kto choć raz był na ich występie wie, że nie dają słabych koncertów. Podobnie było też w czwartek. Wrocław powoli staje się koncertową stolicą Polski. Im więcej festiwali takich jak Ethno Jazz i występów takich jak te „Kolegów" czy Voo Voo, tym mniej martwi plucha za oknem. Bo, jak śpiewa Maleńczuk w „Balu na Gnojnej" - "trzeba tańczyć, trzeba żyć!".
Michał Przechera