Opis
Spotkanie z Marianem Maciejewskim - autorem książki "Kulisy dziennikarstwa czyli granice wolności kija"
"Marian Maciejewski o zawodzie, warsztacie, przygodach i rozterkach dziennikarza pisze lekko, atrakcyjnie, z humorem, wydobywając paradoksy i głębsze znaczenia. I wprost zarzucając czytelnika setkami konkretnych przykładów - zdarzeń, przypadków, wypadków i anegdot. Barwne, zwięzłe, wyposażone w celne pointy i ogólniejsze wnioski gawędy Autora, nawiązujące do najlepszej tradycji dziennikarskiej prozy, której z dala patronuje nieoceniony facecjonista i nowoczesny reporter Melchior Wańkowicz, można czytać zarówno dla bezinteresownej przyjemności, jak dla poznawczego pożytku." (ze wstępu prof. Andrzeja Zawady)
Motto:
W PRL-u dziennikarze chcieli głosić prawdę, a nie mogli. W RP mogą, ale nie zawsze chcą. Bo to się nie opłaca.
Książka Maciejewskiego jest próbą odpowiedzi na pytanie - dlaczego?
Bo informacja jest towarem, który trzeba sprzedać. Czy ktoś kupi towar, który jest szary, bez wyrazu? A informacje często tak wyglądają. Dlatego trzeba je ubarwić, dodać im emocji, trzeba jakiś element tej informacji przemilczeć, albo zagrać słowem.
I zło jest towarem. Im brzydsze zło, tym ładniejszy towar.
Skoro informacja i zło nabierają handlowego charakteru, to tytuł musi być opakowaniem, które ma zachęcić do kupna tegoż towaru. Najlepiej przez zaintrygowanie. W jednym z dodatków "Gazety Wyborczej" pojawiła się notka o mężczyźnie, który popełnił samobójstwo pistoletem do uboju bydła. Tytuł: "Samoubój".
Brak wyczucia w pędzie po czytelnika nie jest jedynym powodem potykania się na języku. Język niesie wszak ze sobą mnóstwo pułapek. Wystarczy być nie być dość skoncentrowanym. Oto przykład wiadomości telewizyjnej: "W miejscowości (...) doszło wczoraj do tragicznego wypadku. Fiat 126p uderzył w drzewo i spłonął. Wewnątrz znajdował się świeżo upieczony kierowca".
Ale dziennikarstwo to przede wszystkim czytelnik. I w tym kontekście zawód ten nie jest sztuką ładnego pisania; jest przede wszystkim sztuką polegającą na tym, aby nie dać się zrobić w konia. Bo jest oczywiste, że jeśli ktoś przychodzi do dziennikarza z tematem - jak twierdzi - na pierwszą stronę, to ma w tym interes. Czy jest to interes społeczny, czy też chce gazetę wykorzystać do własnego celu?
Kilka lat temu pewna czytelniczka chciała "Gazete Wyborczą" zaangażować do swojego sporu z sąsiadem, z którym się procesowała. Maciejewski, bo do niego sprawa trafiła, odmówił, tłumacząc, że rolą gazety nie jest wzmacnianie jednej strony w sąsiedzkim sporze.
Rok później pani zjawiła się w redakcji ponownie. I zaczęła przekonywać dyżurną dziennikarkę: - Tym razem "Gazeta" musi mi pomóc. Wczoraj byłam u wróżki i wróżka powiedziała, że ja bez "Gazety Wyborczej" niczego nie wygram. A to była bardzo dobra wróżka, bo za poradę wzięła aż 150 złotych.
To jest właśnie żywe dziennikarstwo zamknięte na kartach tej książki.
"Kulisy dziennikarstwa czyli granice wolności kija" - Wrocławska Oficyna Wydawnicza Atut, 2007.
Marian Maciejewski, dziennikarz, debiutował w roku 1974 w radiowej audycji rozrywkowej „Studio 202". W latach 1979-1980 współpracował z dolnośląskim tygodnikiem "Wiadomości". W stanie wojennym wycofał się ze współpracy z mediami, pisywał w prasie podziemnej.
W roku 1990 współtworzył wrocławski oddział "Gazety Wyborczej", w której przepracował prawie 17 lat jako reporter, redaktor, szef działu. Uprawia wszelkie formy - od reportażu po felieton i szopkę noworoczną.
W roku 2004 nominowany do nagrody w konkursie dziennikarskim "Grand Press" za cykl artykułów o przestępstwach we wrocławskim sądownictwie. Współautor książki "Akta W", będącej zbiorem historyczno-śledczych reportaży o Wrocławiu.
Prowadzi zajęcia w Katedrze Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Wrocławskiego.
Strona www Mariana Maciejewskiego:
http://www.marianmaciejewski.pl/
Adresaci: wszyscy zainteresowani