Paweł Łoziński o "Filmie balkonowym" - relacja ze spotkania z reżyserem we Wrocławiu
2022-04-12 11:13:06 | Wrocław„Film balkonowy”, czyli najchętniej oglądany i najczęściej komentowany tytuł zeszłorocznej, 18. edycji festiwalu Millennium Docs Against Gravity, 11 kwietnia 2022 roku został pokazany w Kinie Nowe Horyzonty we Wrocławiu. Wśród widzów on - osoba, która dwa i pół roku spędziła na balkonie, by móc udokumentować swoich sąsiadów, przechodniów oraz tych, którzy chcieli coś powiedzieć. Zaczynając rozmowę prostym językiem, przechodził do coraz głębszych wyznań. Paweł Łoziński, reżyser „Filmu balkonowego”, odwiedził Wrocław, by podzielić się swoimi spostrzeżeniami i kulisami pracy nad jednym z lepszych filmów dokumentalnych, dotykających prozy życia. Rozmowę z twórcą poprowadził Piotr Czerkawski.
Przeczytaj recenzję "Filmu balkonowego" >>
Wszystko wzięło się stąd, że miałem balkon
Z pewnością niejedna osoba, po obejrzeniu filmu, zadawała sobie te nurtujące pytania: dlaczego w ogóle robić taki dokument? Ile czasu trzeba spędzić na balkonie, by zebrać odpowiednią ilość materiałów? Co z tymi ludźmi dzieje się dzisiaj? Paweł Łoziński spieszył z odpowiedziami, a były one nie tylko zaspakajające ciekawość, ale miały w sobie element melancholii, radości i ludzkiego współczucia. O pomyśle reżyser mówił tak:
- Wszystko wzięło się stąd, że miałem balkon i miałem sąsiadów. Kamerę dokupiłem później – najpierw miałem balkon i żonę też miałem (i mam), z którą czasami sobie siedziałem na tym balkonie i słuchałem, o czym to ludzie mówią. To były zawsze fascynujące dialogi, takie strzępy. Chciałem na początku wystawić kamerę, ale ukrytą i zarejestrować te strzępy i to byłby film. Ja w tym czasie będę robił inne filmy, gdzieś w innym mieście albo kraju, a tutaj włożę kartę do kamery, nacisnę guzik i to się samo zrejestruje. Jak będę wieczorem w Warszawie to będę wyciągał kartę i zgrywał ten materiał. Ale to jest zawsze takie naiwne myślenie na początku – że ten film się sam zrobi.
Nie
ma chyba filmów, które robią się same. Rzeczywistość nie przemówi do mnie sama,
więc to ja musze ją zatrzymać na chwilę w postaci tych przechodniów pod
balkonem, powiedzieć do nich „stop”, proszę się zatrzymać – mam pytanie, robię
film, szukam bohatera. Nie wiedziałem, czy mi się uda. Na początku myślałem też, że może zrobię to tak, że film zaczyna się z balkonu, a potem kamera idzie do domu z tym bohaterem. Nie wiedziałem, czy z tej odległości, 5 metrów, uda mi się dotrzeć pytaniami do ludzi, żeby otworzyli swoje serca. Ale powoli oni przyzwyczajali się do mnie, a ja do nich i jakoś zaczęło to działać - relacjonował Łoziński.
Piotr Czerkawski bardzo sprytnie dobierał pytania dla reżysera, który po ponad dwóch latach przepytywania innych, sam siedział teraz pod ostrzałem. Niezmiennie zadziwia fakt, że na ulicy, ktokolwiek zechciał opowiedzieć o swoich intymnych myślach, rozważaniach czy sytuacji rodzinnej. To nie jest naturalne zachowanie, a przynajmniej tak by się wydawało. Dlatego też, prowadzący, wysunął myśl, że może dlatego udało się osiągnąć ten cel, bo Łoziński wchodził z bohaterami w dialog. Być może ta ich cywilna spowiedź nie była dla nich wcale taka trudna, a wręcz przeciwnie – dała im możliwość oddechu i ulgi z wypowiedzianych na głos słów.
- To,
żebym ja też mógł coś dać, jest możliwe tylko wtedy, kiedy zbudujemy prawdziwą
relację. To znaczy, że ci wszyscy ludzie nie będą w roli przepytywanego, tylko
że będzie to relacja zwrotna, że oni też mogą mnie zapytać. Wiele razy miało to
miejsce. Występowałem wtedy jako sąsiad, a nie jako reżyser. Oni przecież
wiedzieli, że ja tam mieszkam. Ta informacja rozeszła się po całej Saskiej
Kępie, więc niektórzy sami przychodzili, zaciekawieni, co się może stać, a inni
odwrotnie – przechodzili na drugą stronę ulicy. Miałem taką parę, której mówiłem,
że nie muszą przechodzić, bo jak nie chcą, to ja ich nie będę nagrywał. Ale nie
ufali. Wymiana to podstawowa rzecz. Jak się chce coś dostać, trzeba coś dać.
Nie na zasadzie handlu, ale na podstawie zwykłego ludzkiego kontaktu. Miałem jednak plan B. Jeśli by mi nie wyszło o ludziach, no to bym sprytnie zrobił o tym, jak mi nie wychodzi - mówił reżyser.
Jaki jest sens Pana życia, czyli bohaterowie akcji
Tak, jak słusznie zauważył prowadzący rozmowę, ludzie z reguły boją się oceny. Nie chcą być wyśmiani, skrytykowani lub po prostu potraktowani lekceważąco. Boją się też być nudnym. Pawłowi Łozińskiemu udało się jednak wyciągnąć z tych osób naprawdę sporo zabawnych, ale także przykrych opisów ich doświadczeń życiowych. Reżyser przepytał około 2000 osób, a film trwa zaledwie 100 minut. Co ciekawe, sam twórca powiedział, że planował zrobić z tego 15-20 minut opowieści, sklejając rożne obrazy i wycinki, które uda mu się zarejestrować. Wyszedł z tego jednak pełnometrażowy dokument. Jak do tego doszło, że przed jego kamerą stanęło tylu zainteresowanych? Jak zacząć rozmowę, by coś z tego wyszło?
- Pytania były dziecinne, naiwne. Czasami głupio mi było je zadawać. Czułem się niezręcznie, ale z drugiej strony pomyślałem, co mam do stracenia? Starałem się też zadawać je pół żartem, bo na środku ulicy pytać człowieka, jaki jest sens pana życia, to to od razu zakłada jakąś śmieszność. Ale pytanie było pretekstem, by ci ludzie mogli wejść ze swoją historią. Pytałem też o proste rzeczy – co pani ma w torbie, co będzie pan jadł na śniadanie? Każdy wnosił swój temat. Byli też tacy, którzy mówili, że u nich wszystko w porządku. Odpowiadałem im wtedy: bardzo przepraszam, niestety, nie może być pan bohaterem mojego filmu, bo jak wszystko dobrze, to o czym mamy rozmawiać?
Jak składałem projekt do Instytutu Sztuki Filmowej, eksperci mi powiedzieli, że są to niepogłębione portrety. Pomyślałem sobie: pomóżcie mi zrobić ten film. A z drugiej strony mówiłem, że ja jestem tylko technicznym, tutaj jest kamera, naciskam guzik i proszę, by pan coś opowiedział o sobie innym ludziom. Ja jestem tylko przekaźnikiem.
Jak już robię film, to po to, żeby dać ludziom nadzieję, jakoś ich ku sobie zbliżyć. Chciałem, żeby był o „człowiekach”, a nie o Polakach, chociaż uznałem, że parę rzeczy o tej Polsce trzeba powiedzieć. Są pewne rejony, które mnie bolą, zwłaszcza jeśli chodzi o wykluczenia. Jest to oczywiście subiektywny wybór. Można było serial zrobić, jeśli zeszłoby się trochę z oczekiwań. Na spokojnie mógłbym wypuszczać dziennie 10 minut rozmów. Miałem takiego jednego rozmówcę, który mi powiedział, że z filmu dokumentalnego nie ma żadnych pieniędzy. Pytam więc z czego są, a on, że YouTube jest szansą, no ale muszę się postarać, żeby zarobić cokolwiek. Mogłem zrobić film fabularny, ale nie chciałem schodzić z jakości.
Więcej o filmie i kulisach jego tworzenia, znajdziesz tutaj >>
Widz pyta – reżyser odpowiada
Po udanej rozmowie między Piotrem Czerkawskim a Pawłem Łozińskim, przyszedł czas na pytania od publiczności. Należy przyznać, że sporo osób podniosło rękę, by osobiście skonfrontować swoje wątpliwości i zaciekawienie z odpowiedziami twórcy. Co więcej, reżyser sam namawiał do zadawania mu pytań, bo chętnie prowadził krótkie dialogi, nie skupiając się tylko na szybkim zaspokajaniu ciekawości jednostki. Pytania padały różne, ale można je podsumować jako te, dotyczące bezpośrednio bohaterów i ich dalszego losu oraz te, które zahaczały o radzenie sobie artysty po przesłuchaniu tylu historii. Już na wstępie uspokajamy – reżyser, o dziwo, spał w nocy, choć zdarzało mu się przebudzić nad ranem, by wyjrzeć na balkon.
Padło pytanie, ile z tego pomysłu, z jego realizacji, powstanie kolejnych filmów? Ogrom ludzkich historii i spraw z pewnością jest niemałą inspiracją dla artysty.
- To
jest trudne pytanie, zadaje je sobie codziennie – jak te moją wiedzę
wykorzystać? Mam takie dziwne uczucie, jak wychodzę na ulicę, na spacer, to
nagle się okazuje, że wszystkich znam. Mało tego, że znam! Znam ich wrażliwe
dane. Czuję się jak w takiej małej wiosce. Teraz mam takie fabularne inspiracje.
Gdybym miał większą wyobraźnie, to mógłbym sobie coś dopisać do którejś
historii. Może warto pod tym kątem przejrzeć sobie ten materiał, żeby zobaczyć,
co było przedtem, a co możemy sobie wyobrazić potem? Ale to trzeba mieć ogromną
wyobraźnie - tłumaczył Łoziński.
Nie dziwi nikogo fakt, że te dwa i pół roku wydają się czasem abstrakcyjnym. Ileż można stać w jednym miejscu, by zebrać materiał? Zadano więc jedno z najistotniejszych pytań – kiedy powiedzieć sobie dość?
- Dobre
pytanie. Do tego stania na balkonie, a właściwie do tych kontaktów
międzyludzkich, bardzo się przyzwyczaiłem, a może nawet uzależniłem. Plan był taki,
że rok będę stał, ale po roku nie byłem pewny, czy mam cały materiał. Bardzo
pomogła mi pandemia, bo ludzie zaczęli inne tematy wnosić, o maseczkach i tak
dalej, więc to już była inna rozmowa. Pandemię wyrzuciłem z filmu i właściwie
wtedy przestałem kręcić. Ale bardzo długo szukałem zakończenia filmu: może
przyjdzie ekipa i chodnik zwinie albo płot nam się zawali. Miałem takie
fabularne pomysły. Ale pomyślałem, że nie ma takiej odpowiedniej sceny na
koniec - odpowiedział reżyser.
Paweł Łoziński bardzo szczegółowo, zabawnie i z dystansem odpowiadał na wszystkie pytania. Spotkanie należy zaliczyć do tych udanych. Zaangażowanie reżysera, nie tylko w trakcie procesu twórczego, ale także po zakończonych zdjęciach, okazuje się być niezwykle cenne. Po ponad godzinnej wymianie zdań, z zaspokojoną ciekawością, można było wrócić do domu i czekać na kolejne fantastyczne filmy.
Klaudia Kowalik
fot. materiały prasowe