"Noc w oparach absurdu" udana
2006-08-23 15:50:31 | WrocławPiątkowy ENEMEF, odbywający się pod hasłem „Nocy w oparach absurdu", był nie lada gratką dla fanów niekonwencjonalnego humoru i obrazów plasujących się na samym szczycie drabiny absurdalności.
Nocny seans otworzył polski klasyk - „Rejs" Marka Piwowskiego. Film ten jest nieprzebranym źródłem powiedzonek i żartów („Nuda...Droga na Ostrołękę..."), a gra Stanisława Tyma czy Zdzisława Maklakiewicza to doskonały materiał edukacyjny dla adeptów sztuki aktorskiej. „Rejs" mówi też wiele o polskich obyczajach - jakże często zdarza nam się obserwować w naszym kraju zakulisowe potyczki, absurdalne kłótnie czy pokazy sprytu, bardzo często przemieniającego się w zwykłe cwaniactwo. Mimo, iż „Rejs" to film z długą brodą, to jednak nikt nie nudził się podczas pokazu, co chwila zgromadzeni w kinie widzowie wybuchali gromkim śmiechem.
Kolejny film i kolejna dawka świetnego poczucia humoru, a mianowicie „Autostopem przez galaktykę" w reżyserii Gartha Jenningsa. Film zaczyna się od smutnego dla głównego bohatera, nieco flegmatycznego Anglika o imieniu Arthur, wydarzenia. Ekipa budowlana bez zapowiedzi przyjeżdża wyburzyć jego dom, by w jego miejscu wybudować autostradę. Potem jest już tylko...ciekawiej. Jego najlepszy przyjaciel okazuje się kosmitą, a przybysze z innej planety postanawiają zniszczyć Ziemię, by przeprowadzić w jej miejscu - o ironio losu - galaktyczną autostradę. Arhtur wraz z przyjacielem łapią autostop na statku pozaziemskich istot, a później los rzuca ich po całym kosmosie. Do pomocy mają robota pogrążonego w głębokiej depresji i pokażny podręcznik z napisem „Nie panikuj". Nawet w kosmosie bohater nie uniknął problemów damsko - męskich. W podróży spotyka kobietę, w której na Ziemi zadurzył się (początkowo wydawało się, że bez wzajemności) po uszy i korzysta o okazji, by udowodnić jej swoją odwagę. Wielkim walorem poznawczym tego filmu, niewątpliwie poszerzającym intelektualne horyzonty, jest ciekawe przedstawienie roli białych myszek w naszym życiu. I wcale nie myślę tu o stanie upojenia alkoholowego...
Trzecim obrazem zaprezentowanym podczas piątkowego ENEMEF - u był film pt. „Monthy Pyton: żywot Briana". Monthy Pyton, jak to Monthy Pyton - wiadomo, czego można się spodziewać. Film opowiada historię Żyda o imieniu Brian, który urodził się w betlejemskiej stajence. Przypadek sprawił, że został wciągnięty do powstania przeciw Rzymianom, a jeszcze większy przypadek wcielił go w rolę proroka i idola mas (pierwszy idol popkultury?), na która on sam nie miał specjalnej ochoty. Żeby absurdu stało się zadość - Brian zakończył swoje perypetie na krzyżu. Ale nie było to dla niego zbyt przykre doświadczenie, skoro wraz z innymi skazanymi podśpiewywał „Always Look On The Bright Side Of Life"... Całość okraszono typowo pythonowskim humorem, pełnym ciętych ripost, błyskotliwych dialogów i grubych żartów.
Noc z ENEMEF - em zakończył „Hi Way", w reżyserii znanych z kabaretu Mumio wykonawców - Dariusza Basińskiego i Jacka Borusińskiego. Cóż... Hasło reklamowe tego filmu brzmi:" Obejrzeć do kilku razy", jednak jak na mój gust jeden raz w zupełności wystarczy. „Hi Way" jest filmem mocno przeciętnym. Kiepska fabuła, humor też - jak na kabareciarzy z Mumio - nie stoi na najwyższym poziomie. Jednym walorem tego filmu jest to, że nie jest zbyt długi.
Trzy filmy na poziomie i jeden kiepski - w ostatecznym rozrachunku piątkowy, poświęcony absurdowi ENEMEF można uznać za udany. Śmiech to zdrowie, stare przysłowie nie kłamie. A w piątkową noc we wrocławskim Heliosie uśmiać się można było porządnie. Na koniec mała dygresja - oglądając te bazujące na absurdzie filmy można było docenić kunszt polskich polityków. Stworzyć pełne aberracji i szalonego humoru dzieło nie jest łatwo. A im udaje się to bardzo, bardzo często. Może więc warto zrobić ENEMEF bis - z politykami w roli głównej? Humoru i absurdu na pewno nie zabraknie. Na pewno nie byłby to jednak pokaz tak udany, jak ten, który odbył się w miniony piątek w kinie Helios.
Łukasz Maślanka
(lukasz.maslanka@dlastudenta.pl)