Z pewną taką nieśmiałością...
2007-04-03 12:10:07 | Wrocław...podchodzę do pewnych stereotypów. Dajmy na to bruku paryskiego. Chłód, tupoty wielu nóg zagubionych, pędzących przed siebie, ku celom jeszcze niepoznanym.
W tajemniczych oparach materializujące się w niezliczonych knajpkach o mniej lub bardziej podejrzanej renomie. Pełne surrealizmu postaci, drzwi zawiasami skrzypiące, okna kurzem ludzkim pokryte. Jedno z tych miejsc uwiecznił Roland Topor w swych pełnych absurdu opowiadaniach. I nie tylko w nich, i nie tylko on. Ale to właśnie jego Cafe Panika dała asumpt do adaptacji Łukasza Czuja we wrocławskim Teatrze Współczesnym.
I tak właśnie onieśmielony pomyślałem, że przenoszenie pewnych wizji Topora, wymieszanie ich z tekstami Bursy, Eluarda, Dymnego i wielu, wielu innych, zza wielu gór i lasów, to karkołomne zadanie. Bo jak przenieść szaleńczy tekst, pełen odrealnień na deski teatru, nie tracąc przy tym pysznego humoru w czerń upstrzonego, blasku songów dusz paryskich i niezauważalnych. No jak? Gdy na początku dane nam zobaczyć jest podstarzałą Lady Panikę, której fantazmaty mieszają się z pijackimi wspomnieniami, z niebiańskimi realiami. Wszystko to kipi od groteski, wierzyć się w to nie chce, prawdopodobieństwo ról swych nie spełnia. A jednak. Gdy ze szklanej klatki rozbrzmiewa przepiękny głos Piękności Dnia (doskonała Małgorzata Stępień) zaczynamy ze zrozumieniem potakiwać głową. Nie dziwi nas Roland (Topor sam do siebie nawet oczko puszcza), zapijaczony twórca dziwacznych bajek. Jego niekonkretne dialogi z kelnerem Maksem, zagranego genialnie przez Tomasza Tandyka, iskrzą się od absurdalnego humoru, tak jakby schizofreniczne dysputy były wyznacznikiem taktu i ogłady.
Do plejady nierzeczywistych, a jednak w jakiś sposób nam bliskich, bohaterów dołączy jeszcze całkiem spora grupa kolejnych nieudaczników. Nie możemy się czarować - Aleksander, dżentelmen w pięknym fraku, szlafroku czy innym stroju, pozostanie tylko pełnym chuci narcyzem. Żul mimo zapędów oratorskich nie wyjdzie ze skóry knajpianego postrachu pustych butelek po tanim alkoholu. Giselle to tylko tandetnie ubrana nimfomanka na usługach każdego, kto tylko palec do budki zdąży włożyć. Minutka, prześliczna kelnereczka, o cudnym uśmiechu, ząbkach pełnych zbłąkanej bieli i gorseciku pełnym nadziei, zestarzeje się zapewne brzydko w panicznej kafejce. Z jednym tylko ale. O ile ich historia dobiegnie końca. Teksty Topora mimo bezpośrednich znaków, iż rzecz dzieje się w Tym Paryżu, w Tym Właśnie Czasie etc. etc. pozostaną na swój obłąkańczy sposób niezlokalizowane w jednym tylko wymiarze.
Dzieje Cafe Panika dzięki perspektywie wieczności, wprowadzonej na sam już koniec, staną się pewnym uniwersaliami. Nie możemy całkiem serio brać każdego słowa padającego ze sceny, nie możemy zaprzyjaźniać się z imionami i ich właścicielami. To tylko wydmuszki, manekiny, te właśnie manekiny i ich traktaty opowiadające niekończące się histerie. W tym cały urok przedstawienia. Możemy przełknąć niewybredne opowieści, nie zrazi nas wyuzdanie (choć i tak reżyser złagodził pewne erotyczne aspekty). Każdy poczuje się w kawiarni, jak we swojskim śnie. Jednym z tych, w którym uciekamy, nie mogąc już biec. Gdy goni nas ktoś znajomy bez twarzy. Lecz mniejsza o koszmarny wydźwięk! Gdy w przedostatnich osłonach spektaklu znajdziemy się na pokładzie Titanica, gdy szalup już braknie, orkiestra wcale nie będzie grała do końca, gdy żądze zwyciężą, wszystko stanie się możliwe. Dlatego pomimo obaw o nieprawdopodobieństwo, szaleńcze burleski bez ładu i składu, Topor w wykonaniu Czuja uśmiecha się do nas szelmowsko, a jakże!, ale jednak jego twarz wystaje zza znajomego węgła.
Miło i przyjemnie jest wierzyć, iż każde 90 minut spędzone w tak rozrywkowym towarzystwie, przy tak miłym akompaniamencie nie mogą przynieść strat, nie pozwolą nam żałować. No może poza tym, że w okolicy nie powstanie już nigdy Ta Cafe Panika, z Tą Obsługą i Tymi Goścmi. Poszukać pozostaje nam tylko kolejnych drzwi, otwartych zawsze na oścież, gdzie sprzedają tanie bordeaux i sny z Marylin Monroe. W drogę.
Mariusz Skrzypek
(mariusz.skrzypek@dlastudenta.pl)
(fot. Anna Łoś)