Recenzje - Teatr

„Zwycięstwo” ze wskazaniem na remis

2007-07-05 14:25:54 | Wrocław
 Już po „Zwycięstwie”. Minęło trzy i pół godziny jednego z najbardziej kontrowersyjnych przedstawień Wrocławskiego Teatru Współczesnego. Widzowie żarliwie klaszczą (ci, którzy wytrwali do końca spektaklu). Widownia zapamiętale obdarza aplauzem wycieńczony zespół aktorski. Widownia rozrzewniona jest, a ja zastanawiam się - ludzie! Skąd w was tyle entuzjazmu? Przecież doświadczyliście czegoś niebywale makabrycznego, uczestniczyliście w koncercie wzajemnego upodlenia.
 
Ludzie! Obserwowaliście ekspozycję kolektywnego okrucieństwa, gwałcono was psychicznie, przez oczy, krzykiem, lżono wam w twarz, łamano kołem. Kochani! Ja nie mogę ręką ruszyć, lecz klaszczę – bo i wy klaszczecie. Rozrzewniam się – bo i wy podnieceni jesteście. Choć nie padam na kolana przed tym, co zobaczyłem, dołączam się do instynktownego rozgorączkowania. Instynktem czystym jestem. Czystym? Co też ja bredzę – przeciwnie, instynktem umazanym w błocie.

Wróćmy do początku „Zwycięstwa”, sztuki Howarda Barkera. Brytyjskiego dramaturga, który dla określenia swej twórczości stosował termin „Theatre of Catastrophe”. W wolnym tłumaczeniu formuła ta zakłada jako pewnik, że sztuka z założenia powinna być nieprzyswajalna, ciężkostrawna. Należy jej organicznie doznać, przeżyć w bólach, jak chorobę żołądka. Jak wewnętrzny napalm. Reżyserka wrocławskiej inscenizacji „Zwycięstwa”, Helena Kaut-Howson, wzięła sobie głęboko do serca odautorskie instrukcje. Wraz z odpowiedzialną za scenografię Pamelą Howard, skorzystała z zaproszenia Krystyny Meissner, dyrektor Współczesnego, inscenizując sztukę zgodnie z zaleceniami Barkera, dla którego cierpienie pozostanie najwyższą instancją sztuki.

Ziemia. Deski parkietu zostały wyłożone warstwą ziemi, w której, jak można przypuszczać, porusza się niestrudzone robactwo. Wygłodniali reducenci łakomie wypatrują kąska, postępując zgodnie ze swoją moralnością, zapisaną w kodeksie praw natury. Wierni są prawidłom dotyczącym świata zwierząt, a takie jest właśnie „Zwycięstwo” – zwierzęce. Fabularnie sztuka koncentruje się na przedstawieniu spektrum siedemnastowiecznej monarchii brytyjskiej. Karol II Stuart, mszcząc się na sprawcach ścięcia swego ojca, wystawia na widok publiczny zbezczeszczone zwłoki sędziego Bradhsaw, odpowiedzialnego za tę egzekucję. Wdowa po nim (Danuta Stenka), szorstka, sztywna purytanka postanawia za wszelką cenę skompletować rozproszone członki swego małżonka, aby dokonać pochówku. Podkreślmy: za wszelką cenę. Wyrusza w podróż do stolicy. Trzeba dodać, że będzie to droga przez mękę, w trakcie której dojdzie do swego rodzaju metamorfozy – pani Bradshaw zostanie wystawiona na próbę, która zachwieje jej niezłomnością. Święta stopniowo przeobrazi się w dziwkę. Będzie wraz ze współtowarzyszem (Bogusław Kierc) czołgać się po glebie jak zwierzę, przez innego zostanie zgwałcona, w stanie błogosławionym zostanie służką na królewskim dworze, co ma być w tym układzie rozumiane jako niebywały awans społeczny. I nie oznacza to końca makabrycznej przeprawy, podczas której fatum ciąży nad wszystkimi obecnymi. Fatum jest przewrotne, ma twarz ulicznika, stręczyciela, łotra, zbrodniarza – lubującego się w perwersyjnej wyliczance.

Karty w pewnym stopniu rozdaje tu monarcha, Karol II, którego postać ukazana została daleko od politycznej poprawności. Zresztą jego sceniczna interpretacja nie odbiega zbytnio od rzeczywistości. Król (w tej roli znakomity Maciej Tomaszewski), jak sam powiada, przemierzył całą Europę z penisem na wierzchu, jako chorągiew. Howard Barker sprowadza królewski dwór do rangi burdelu, którym zarządza monarcha-dziwkarz o niezwyciężonym libido, o potężnym potencjale prostactwa, cynizmu i perwersji. Intencje autora od początku są jasne: arystokraci odgrodzeni są od uciśnionych szaraczków parawanem, za którym dochodzi do nieustannych orgii. Po drugiej zaś stronie ludzie cierpią. Ludzie szarzy, zdradzeni, oszukani. Ludzie wierzący w moc rewolucji, której niestety przeprowadzono do końca. Można czepiać się naiwności zastosowanych kontrastów, uproszczeń, łatwych wniosków, lecz nie to wydaje się w „Zwycięstwie” najważniejsze. Policzkowani są przecież wszyscy obecni. Bez wyjątku.

 Najbardziej istotna wydaje się w sztuce poetyka Barkera, który przez pryzmat spektaklu Heleny Kaut-Howson aktualizuje formułę katharsis na potrzeby współczesnego widza, wielokrotnie zarażanego rozmaitymi odmianami znieczulicy. Sposób jest niewyszukany: należy przetestować wytrzymałość obserwatorów na wszelkie sposoby zadawania i odczuwania bólu. Także psychicznego. W rezultacie przestrzeń teatralnego świata wykreowana jest przede wszystkim przez niskie instynkty, przemoc, wyuzdanie. Przez wszystko to, czego widz chciałby uniknąć. W konsekwencji proces identyfikacji z bohaterami przebiega na poziomie przerażenia bądź zniesmaczenia. Odmalowana w sztuce rzeczywistość przypomina powieści Michela Houellebecqa, który seksualność i przemoc doprowadza do absurdu, a jego ulubiony kanał transmisyjny posługuje się gwałtem na emocjach. Podobnie w inscenizacji Kaut-Howson. Samo rozlokowanie widowni przypomina arenę – siedziska umieszczone zostały z dwu stron sceny, zasypanej ziemią. Toczy się tam walka. Zwycięzca jednak pozostaje nieznany, kręgosłup zostaje przetrącony każdemu z osobna.

Oczywiście należy zwrócić uwagę na niesamowitą grę Danuty Stenki, Macieja Tomaszewskiego, jak i całego wrocławskiego zespołu. Bohaterowie są niejednoznaczni, rozrywani są przez drzemiące w nich emocje. Dochodzi do skomplikowanych, przewrotnych metamorfoz – gwałciciel zostaje wybrankiem życia, syn pluje na matkę, król miotany kompleksem fallicznym dostaje białej gorączki. Misja zaś zostaje spełniona : pani Bradshaw kompletuje porozrzucane szczątki małżonka, nie bacząc na zastosowane środki, które są uświęcane, gdy trzeba. Czy misję swą spełniła reżyserka? Bo jeśli mamy tu zwycięstwo – to czyje?
 
Przekaz wydaje się skonkretyzowany: dzisiejszy widz potrzebuje okaleczeń, jeśli ma cokolwiek zrozumieć. Ma opuścić teatr jako psychiczny inwalida, aby mogły zakorzenić się w nim jakiekolwiek refleksje. „Zwycięstwo” gwarantuje tego rodzaju doznania – jest to spektakl ambiwalentny. Potrafi zachwycić i zniesmaczyć. Fascynuje i odtrąca. I nawet jeśli nie przypadnie do gustu - po jakimś czasie weźmie widza siłą. Po trzech z naddatkiem godzinach brutalnej operacji (niekoniecznie tępym narzędziem) na otwartym sercu, jest także miejsce na powiew świeżości – w ożywczym, oczyszczającym deszczu. Niezbędne minimum optymizmu. Jeśli można mieć zastrzeżenia do „Zwycięstwa”, skupiają się one na niedociągnięciach koncepcyjnych – kwestią dyskusyjną jest zmiana otoczenia i zejście widzów do podziemi teatru, gdzie toczy się jedna ze scen spektaklu. Miejscami zbyt natarczywe, organowe partie ścieżki dźwiękowej Zbigniewa Karneckiego powodują niepotrzebne zamieszanie. Karykatura to – czy powaga? „Zwycięstwo” posiada mimo wszystko swój stały rytm, nieśpieszny, lecz jednocześnie daleki od spowolnienia, dzięki czemu nie ma tu miejsca na sflaczałe rozluźnienia. Jest napięcie. (Można pod kątem brutalności skonfrontować spektakl Kaut-Howson z nieudanym „Terrordromem Breslau”, rozluźnionym, a miejscami całkowicie porwanym na strzępy).
 
Dla mnie jest to „Zwycięstwo” ze wskazaniem remis. Ambiwalentna reakcja niżej podpisanego, jednego z wielu zdezorientowanych, wiąże się jednocześnie z pragnieniem zadawania pytań. O teatr. O ludzką naturę. O widza. Póki co nerwowo klaszczę. Dziś następuje pożegnanie z jednym z najciekawszych tytułów na wrocławskich deskach. Brzmi to jak wyzwanie. Niech tak będzie.
 
 
Grzegorz Czekański


Słowa kluczowe: recenzja, recenzje, teatr, "Zwycięstwo", wrocławski teatr współczeny, spektakle, Howard Barker,
Komentarze
Redakcja dlaStudenta.pl nie ponosi odpowiedzialności za wypowiedzi Internautów opublikowane na stronach serwisu oraz zastrzega sobie prawo do redagowania, skracania bądź usuwania komentarzy zawierających treści zabronione przez prawo, uznawane za obraźliwie lub naruszające zasady współżycia społecznego.
Zobacz także
Kolejność fal
Kolejność fal - recenzja spektaklu Wrocław

Wrocławski Teatr Współczesny zrealizował nagrodzoną sztukę Filipa Zawady.

Misiaczek
Misiaczek - recenzja spektaklu Wrocław

Scena Wrocławskiego Teatru Lalek zamienia się w las, w którym mały miś nie może zasnąć.

Pierwsze razy
Pierwsze razy - recenzja spektaklu studenckiego [AST Wrocław] Wrocław

Oceniamy przedstawienie w reżyserii Jakuba Krofty.

Polecamy
Pinokio spektakl WTL
Pinokio - recenzja spektaklu Wrocław

Wrocławski Teatr Lalek pokazał przedstawienie dla współczesnych dzieci. Czy jest to udane dzieło?

lazarus
Lazarus - recenzja spektaklu

Czy warto zobaczyć ostatnie dzieło Davida Bowiego we wrocławskim Capitolu?

Ostatnio dodane
Kolejność fal
Kolejność fal - recenzja spektaklu Wrocław

Wrocławski Teatr Współczesny zrealizował nagrodzoną sztukę Filipa Zawady.

Misiaczek
Misiaczek - recenzja spektaklu Wrocław

Scena Wrocławskiego Teatru Lalek zamienia się w las, w którym mały miś nie może zasnąć.

Popularne
Zmarł Dariusz Siatkowski
Zmarł Dariusz Siatkowski

11 października, w wieku 48 lat, zmarł znany polski aktor, Dariusz Siatkowski. Przyczyna śmierci nie jest znana, jak poinformował Teatr im. Jaracza w Łodzi, gdzie przez ostanie lata pracował aktor, śmierć nastąpiła nagle w jednym z hoteli poza Łodzią.

W przeddzień czegoś większego
W przeddzień czegoś większego

Z Bartoszem Porczykiem - zwycięzcą Przeglądu Piosenki Aktorskiej w 2006 oraz twórcą spektaklu "Smycz", która stała się ważnym wydarzeniem na kulturalnej mapie Wrocławia - o pracy w teatrze i planach na przyszłość rozmawia Marcin Szewczyk.

"Gry" na wielu poziomach
"Gry" na wielu poziomach

W 1988 roku w jednym z izraelskich kibuców 11 mężczyzn zgwałciło 14-letnią dziewczynkę. W późniejszym procesie sądowym jedynie 4 spośród nich zostało uznanych winnymi i skazanych na karę pozbawienia wolności.