Już w drodze do Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej przy ulicy Braniborskiej 59, ogarnęła mnie atmosfera polsko-niemiecka. Spotkałam dwoje obcojęzycznych przyjaciół, tak jak ja szukali miejsca, w którym dzisiejszego wieczora, tj. 3 grudnia wystawieni będą „Zbójcy” Friedricha Schillera. Wszystko to w ramach Roku Polsko–Niemieckiego, organizowanego przez Instytut Stosunków Zagranicznych (ifa) i Niemieckie Towarzystwo Kulturalno–Społeczne we Wrocławiu.
Dotarłam; w holu mnóstwo ludzi, średnia wieku raczej szkolna, myślę sobie: „kazali im tu przyjść w ramach lekcji języka niemieckiego”. Usiadłam, czekam, atmosfera podniecenia. Na scenie pojawiła się kobieta, przeczytała (najpierw w języku niemieckim, później po polsku) wszystkim znany tekst „Ody do młodości”. Mówiła o „ demontażu stereotypów i uprzedzeń”, niezwykle często panoszących się w naszych, odległych kulturach oraz zaprosiła do spędzenia miło wspólnego wieczoru. „Tak, zobaczymy, czy się uda?”- pomyślałam. Przy włączonych światłach rozpoczął się spektakl, kobieta obok mnie stwierdziła: „Chyba im się coś popsuło”. Nie - światło gaśnie na rozkaz aktora, a do naszych uszu dobiegają spokojne nutki utworu Raz Dwa Trzy - „Trudno nie wierzyć w nic”. Reżyser, Peter Hanslik, obrał konwencję współczesną, dla romantycznego dzieła mistrza. Wypłynęły uniwersalne prawdy na temat „szlachetnych zbójców” i wszechobecnych łotrów.
Jedna z najważniejszych sztuk niemieckiego romantyzmu. Jest to historia młodego człowieka, Karla Moora, który przez spisek własnego brata, zostaje pozbawiony wszystkiego, co posiadał. W rozpaczy decyduje przyłączyć się do grupy zbójców, szuka przez to nowego miejsca w społeczeństwie. Dynamika nowej grupy ujawnia agresję i zło, będące istotą nowego otoczenia Karla. Próbuje więc uwolnić się, uciec. Jest jednak już uwikłany w liczne przestępstwa. Dopiero miłość i konieczność wyboru między nią a zbójcami, ratuje głównego bohatera i wyzwala z więzów przestępczych.
Przedstawienie grało na moich emocjach - przez sceny delikatnych, miłosnych uniesień Amelii i Karla, do dramatycznych, pełnych ekspresji kłótni innych bohaterów. Nie dało się odciągnąć wzroku, od gry młodych aktorów. Także przez to, że reżyser zdecydował się na minimalistyczne wykorzystanie scenografii oraz doskonałą grę świateł.
Inaczej odbierała to jednak wspomniana wyżej młodzież, stali dało się słyszeć śmiechy, komentarze i rozmowy. Rozglądałam się po widzach i na szczęście zobaczyłam kilka zamyślonych twarzy. Możliwe, że tak jak ja, odnaleźli oni obrazki z naszego, współczesnego świata - problemy jednostki uwikłanej, w często niezależne od niej, drogi współczesnego społeczeństwa. Wykonawcy są członkami niemieckiej grupy teatralnej „juThe”. Jeśli chodzi o ich grę, to serdecznie polecam. Jak na tak młodych ludzi, doskonale poradzili sobie z klasyką romantycznej literatury. Pomogła im pewnie bliskość problemów poruszanych w utworze. Odrzucono także wszelkie kompleksy, dlatego też role Karla i Franza Moor zagrały kobiety.
Napięcie rosło ze sceny na scenę. Moment najbardziej dramatyczny, punkt krytyczny spektaklu - Karl zabija Amelię- szlachetna idea upadła. Kurtyna zsunęła się a z widowni posypały się gromkie brawa. Poczułam atmosferę święta. „Takimi właśnie przyjaciółmi chcemy być!”- „słyszało się” w polsko-niemieckich rozmowach i refleksjach. W końcu jesteśmy bliskimi sobie braćmi, ze wspólną historią i żyjącymi we współczesnej, zjednoczonej pod flaga Unii Europejskiej, Europie.
Agnieszka Szydziak
|