Wyszedł z domu - recenzja performansu
2021-10-07 16:33:01 | WrocławMonotonność, jednolitość, przywiązanie i harmonia – dla jednych największe pragnienie, a dla drugich prawdziwa męka. Porządek w domu, ułożone sztućce, czyste pomieszczenia i obiad na stole są z pewnością wyznacznikiem bezpieczeństwa. Każdy zna swoje miejsce i wie, czego może się spodziewać. Życie staje się mantrą, powtarzaną z nowym dniem. A co jeśli ten ład wywrócić do góry nogami? Co w sytuacji, w której los nieszczęśliwie splecie ze sobą wypadki, zamykające drzwi do poprzedniej egzystencji? Czy jest szansa na powrót? Na te i inne pytania starają się odpowiedzieć aktorzy Wrocławskiego Teatru Współczesnego w sztuce pt. „Wyszedł z domu” w reżyserii Marka Fiedora.
Zapoznaj się z innymi wydarzeniami, organizowanymi w ramach projektu wtw:// zawsze_ Różewicz.
Dramat Różewicza
„Wyszedł z domu” to performans, powstały w ramach projektu wtw:// zawsze_ Różewicz. Wydarzenie skupia się na zaprezentowaniu pięciu sztuk performatywnych, z których każda będzie grana dwa razy: przed południem oraz wieczorem. Na pierwszą godzinę spektaklu zapraszana jest przede wszystkim młodzież, dla której WTW zorganizował warsztaty. Popołudniu natomiast może przyjść każdy, kto będzie miał ochotę posłuchać słów wybitnego poety w znakomitej interpretacji artystów i artystek.
Dramat Różewicza, powstały w 1964r., ma uniwersalną wartość. Przedstawia historię Henryka (Mariusz Kiljan), ojca, męża, który zapewnia byt swojej rodzinie. Jego dom wypełnia także żona, Ewa (Zina Kerste) oraz dwoje dzieci: Gizela (Dominika Probachta) i Benek (Tomasz Taranta). Razem próbują tworzyć swoją codzienność, skupiając się na typowych obowiązkach. Wszystko zmienia się w momencie, w którym Henryk nie wraca do domu. Faktem jest, że spóźnił się zaledwie godzinę, a jednak i ta wystarczyła, by uporządkowane dotychczas życie, wywrócić do góry nogami. Kiedy mężczyzna się odnajduję, okazuje się, że doznał amnezji. Nie jest w stanie odszukać w pamięci podstawowych informacji o sobie samym, a co dopiero o reszcie domowników.
Czytanie połączone z graniem
Nie często się zdarza, by podczas odgrywania sztuki, aktor czytał tekst, trzymając w ręku scenariusz. Zazwyczaj jest on opanowany na tyle, by swobodnie go interpretować, bez konieczności zaglądania w notatki. W tym przypadku było inaczej. Jest to oczywiście zamierzone działanie, bowiem „Wyszedł z domu”, nie jest zwykłym spektaklem, a wspomnianym wcześniej performansem. Wiąże się to z innymi zasadami odtwarzania historii. Co ciekawe, aktorzy zrobili to na tyle profesjonalnie, że czasami można było odnieść wrażenie, iż owe czytanie jest także grą. Nie przeszkadzało to w żadnym przypadku w pozytywnym odbiorze poszczególnych scen, jak i całości. Dynamika, akcja i napięcie wzrastało i opadało niemalże naturalnie.
Trzymane w dłoni kartki mogły stanowić niemały problem dla artystów. Zamiast skupiać się na emocjach, utrzymywaniu kontaktu wzrokowego z partnerem scenicznym lub publicznością, można było zatracić się w odszukiwaniu odpowiedniej linijki tekstu. Tak się na szczęście nie stało. Ewa, przy długich monologach, które pojawiają się już na początku historii, doskonale oddaje wszystkie uczucia zagubionej, rozżalonej i zakłopotanej żony. Henryk, który powoli odzyskuje pamięć, w podobny sposób, stara się pokazać swoje emocje. Warto także zwrócić uwagę, że wybrzmiały każe żarty, ironie i sarkazmy, przy zachowaniu odpowiedniego umiaru. Wyszło to fantastycznie!
Uniwersalność
Dramat Różewicza nie jest czymś wesołym, poprawiającym nastrój. To zderzenie się z rzeczywistością, od której niejedna osoba chciałaby uciec. Ojciec, który nie zna swoich dzieci, chce wpoić im wartości, nie patrząc na ich realne potrzeby. „Bądź chłopcem, bądź dziewczynką” – takie słowa powtarza do córki i syna, deklarując, że to pozwoli im na obranie szczęśliwej i bezpiecznej drogi. Ewa, która mimo miłości do Henryka, stara się, za wszelką cenę, przypomnieć mu, że nie jest on człowiekiem zadowolonym ze swojego obecnego stanu rzeczy. Gizela, nastolatka, chce uczyć się nowych rzeczy, zaś Benek jest jeszcze dzieckiem, na którego rzadko zwraca się uwagę. Dostaje tylko polecenia, zakazy i nakazy, których stanowczo ma się trzymać. Cała rodzina żyje w bańce, choć ten świat ich brzydzi, odpycha i nie satysfakcjonuje. To starcie dwóch pokoleń, które próbują żyć według własnych zasad.
Sama gra aktorska wprowadza intensywnie w historię. Jednak dodatkowe zabiegi scenicznie powodują jeszcze większe zainteresowanie. Muzyka, za którą odpowiedzialny jest Tomasz Hynek, nadaje odpowiednie tempo. Scenografia (Nika Jaworowska) jest minimalistyczna, choć składa się z urządzonej kuchni wraz ze stołem, stanowiącym centrum wydarzeń. Na uwagę zasługuje także wbudowanie kamerki w lodówkę, do której zagląda Ewa. Widząc ją z tej perspektywy i słuchając jej słów, można spojrzeć jej w oczy, by zobaczyć coś głębszego. Filmiki, które wyświetlają się na piekarniku lub ścianie, wprowadzają w stan refleksji. Mimo ich dynamicznej formy, są uzupełnieniem całej opowieści. Za wideo odpowiada Mirek Kaczmarek. Wszystko tworzy harmonię, choć w tle rozgrywa się dramat rozpadającej się rodziny.
Na scenie nie dzieje się nic bez przyczyny. Każdy gest niesie ze sobą emocję, która doskonale wybrzmiewa. Warto zarezerwować sobie czas, by móc zobaczyć inne wydarzenia performatywne, przygotowane w ramach projektu wtw:// zawsze_ Różewicz.
Klaudia Kowalik
fot. Filip Wierzbicki/materiały prasowe WTW