Wyskubki - recenzja spektaklu
2022-06-04 00:15:45 | WrocławTaniec, śpiew i poezja - te trzy elementy śmiało można łączyć ze sobą, by stworzyć rzeczy niebywałe. Są one tak spójne i dynamiczne, że nie sposób przejść obojętnie obok nich. Zachęcają wręcz do wspólnego biesiadowania i opowiadania sobie o rzeczach różnych: o rodzinie, o zwyczajach, przeszłości i wspomnieniach. Wrocławski Teatr Współczesny w spektaklu „Wyskubki” zaprosił widzów do stołów, by razem z nimi gaworzyć i bawić się do skocznej muzyki ludowej. Premiera miała miejsce 3 czerwca 2022 roku. Czy warto zobaczyć to przedstawienie? Odpowiadamy w recenzji spektaklu!
Więcej zdjęć ze spektaklu znajdziecie tutaj >>
Sami swoi
Co zrobić, aby widz poczuł się integralną częścią zespołu aktorskiego, a tym samym żywo uczestniczył w historii? Zmienić układ krzeseł, a do tego dołożyć stoły i ustawić je tak, jakby wszyscy siedzieli niemal jak na weselu - w grupach, ale blisko siebie. Na blacie można rozłożyć tekst piosenki, która otwiera i zamyka spektakl. I co najważniejsze: podarować im czas, poprzez rozmowę, tańce, a także wspólne zajęcie. W tym przypadku wszyscy, bez wyjątku, skubać mieli pierze. I wszyscy skubali, bo grupa sprawdzała, kto się obija!
Pojawia się tutaj, niestety, problem i to wcale nie mały. Otóż do skubania pierza, dość sprytnie, wykorzystano szary papier. Było go naprawdę sporo, a i nikt nie przestawał wykonywać swojego zadania aż do końca występu. Od zespołu padł wyraźny nakaz przerwy w czasie odśpiewywania utworów, natomiast zakazana była pauza pomiędzy piosenkami. Powodowało to rozkojarzenie oraz szum, który z kolei zakłócał możliwość usłyszenia, jakie słowa właśnie padły. W konsekwencji nie można było wyłapać niektórych wyrazów, a więc całość przestała składać się w spójny obraz.
Wyśpiewana opowieść
Reżyser, Paweł Kamza, postawił w spektaklu na mocny, ludowy śpiew. I dobrze, bo aktorzy, a wśród nich Anna Błaut, Zina Kerste, Ewa Niemotko, Dominika Probachta, Krzysztof Boczkowski oraz Miłosz Pietruski, mają niesamowitą barwę i skale głosu. Pięknie zaaranżowane pieśni przez Aleksandra Brzezińskiego niosły się po sali, tworząc atmosferę polskiej, tradycyjnej wsi. Na szczególną uwagę zasługuje śpiew chóralny, rozbity na głosy, który wprawiał w wielki podziw niejednego gościa.
Śpiew pojawiał się zawsze tam, gdzie była okazja do świętowania, a że razem z bohaterami przebrnęliśmy przez ważniejsze daty kalendarzowe, to i zabawy było dużo! Utwory miały być też uzupełnieniem wypowiadanych słów lub ich dodatkową narracją, a więc stanowiły też pewnego rodzaju przełamanie. Można jednak odnieść wrażenie, że było ich więcej niż samego słowa mówionego. Nie jest to nic złego, zwłaszcza w tym przypadku, w którym kwestie aktorów mogły zaginąć wśród darcia pierza. Na muzykę składały się autorskie kompozycje Brzezińskiego, który przemycił trochę nowoczesnych brzmień do typowo tradycyjnych dźwięków. Wyszło to naprawdę dobrze, nawet przy wykorzystaniu muzyki techno i dubstepu.
Ludowa strona Różewicza
Scenariusz „Wyskubków” oparty jest na twórczości Tadeusza Różewicza, przede wszystkim na „Matka odchodzi”, „Poemat otwarty”, „Echa leśne” oraz „Kup kota w worku”. Twórcy spektaklu poszukują jego ludowej strony, w której nie króluje awangarda, a tradycja. Prezentują różnego rodzaju opowiastki, przybliżające widzom zwyczaje, które niegdyś panowały na polskich wsiach. W tym również bierze udział publiczność, pytana raz po raz, jak to jest u nich w domu rodzinnym. Aktorzy zagajają do poszczególnych stolików, a tym, do tych, do których nie podchodzą, pozostaje czekać na dalszy rozwój akcji.
Oprócz wesołych i dynamicznych opowiadań, nie zabrakło również traumatycznych doświadczeń. Są one bardzo dobrze wyważone i wprowadzone do historii, stopniując napięcie w odpowiednim momencie. Jest to także zasługa zróżnicowana postaci i ich charakterów. Każdy z bohaterów ma inną rolę do odegrania, inny temperament i zupełnie inny bagaż emocjonalny od pozostałych artystów. Dodatkowo, grupa prezentuje całe pokolenie rodziny: od najmłodszych, nieświadomych jeszcze życia córek, po najstarszą babkę, która ciętą ripostę znajdzie nawet na najlepszego kawalarza.
„Wyskubki” to żywy spektakl. Od przemyślanej scenografii (Iza Kolka), po równie odpowiednio dobraną muzykę i tekst, stanowi ciekawy punkt odniesienia do twórczości Różewicza. Zaciera się, dosłownie, granica między widzem a aktorem. Nie ma miejsca na ucieczkę, ale wcale nie jest ona potrzebna. Artyści, tak charyzmatyczni w swoich działaniach, zapraszają publikę do wspólnego kreowania nowej rzeczywistości. Udaje im się utrzymać atmosferę błogiej zabawy, a z drugiej strony nie zapominają o wprowadzeniu małego dreszczyku strachu. Jedno jest pewne – goście zostali godnie przywitani i należycie pożegnani!
Klaudia Kowalik
fot. Filip Wierzbicki