Wolny strzelec - recenzja spektaklu
2021-10-17 17:39:06 | WrocławPodświetlony z zewnątrz budynek Opery Wrocławskiej może świadczyć tylko o jednym – będą się działy rzeczy wielkie. Do pięknego gmachu przybyli goście, by razem z szanowną dyrekcją i wszystkimi osobami związanymi z działalnością instytucji, celebrować 180-letnią egzystencję budynku. Wydarzenie huczne, a więc i sztuka sceniczna musiała być odpowiednia. Nic więc dziwnego, że zdecydowano się zaprezentować publiczności „Wolnego Strzelca” Carla Marii von Webera w reżyserii Cezarego Tomaszewskiego. Premiera odbyła się 15 października 2021 roku.
Zobacz, co o spektaklu mówi reżyser, Cezary Tomaszewski.
Zaproszenie od samego mistrza
Opera jest specyficznym miejscem, w którym można cofnąć się do dawnych lat. To niesamowite, że po tak długim czasie, pewne rzeczy pozostają niezmienne, a wręcz wraca się do nich, by nie zostały zapomniane. Kiedy eleganccy panowie i piękne panie zajęły wyznaczone miejsca na sali, na spektakl zaprosił… Carl Maria von Weber. Hologram wywołał niemałe poruszenie, a na pewno dopełnił wieczór. Z niecierpliwością czekano, aż na scenie pojawią się pierwsi artyści.
Już na wstępie należy wspomnieć, iż do udziału w tym przedsięwzięciu, zostało zaproszonych ponad 50 śpiewaków i śpiewaczek. Liczba robi wrażenie, zwłaszcza, kiedy wszyscy razem stają na scenie i w harmonijny, perfekcyjny sposób, odśpiewują kolejne partie wokalne. Wśród artystów nie zabrakło wielkich nazwisk, które z pewnością znać będzie każdy miłośnik operowych dzieł. Wybitne głosy, które idealnie wybrzmiały w tym dziele, należą między innymi do: Joahanni van Oostrum, Soni Warzyńskiej – Dettlaf, Alca Carlson, Rafała Bartmińskiego, Jakuba Michalskiego, Mario Kleina, Arkadiusza Jakusa.
Narratorem, który w sposób niezwykle charyzmatyczny opowiadał o wydarzeniach, był Edward Kulczyk. Nie można zapomnieć o udziale Chóru Opery Wrocławskiej pod kierownictwem Anny Grabowskiej-Borys. Na wielkie uznanie zasługuje także Orkiestra, pod dyrygenturą Łukasza Borowicza. Wspaniali muzycy, którzy tworzą prawdziwie magiczną atmosferę.
Opera romantyczna w trzech aktach
Historia „Wolnego Strzelca” nie jest skomplikowana. To opowieść o miłości, męstwie, strachu i nadziei, które raz po raz przeplatają się w życiu każdego człowieka. Punktem wyjścia jest konkurs strzelecki, w którym nagroda jest cenniejsza niż złoto – ręka Agaty, córki leśniczego Kuna. W rywalizacji udział bierze Maks, który jednak pierwszego dnia nie zdołał pokonać swojego przeciwnika. Sprawa komplikuje się jeszcze bardziej, gdy na jaw wychodzi spisek Kacpra z diabłem Samielem. Czy można wygrać z prawdziwym złem, które czai się tuż za rogiem? W tym przypadku historia kończy się dobrze, bowiem w ostatecznym rozrachunku ginie Kacper. Agata i Maks mogą cieszyć się pięknym, wspólnym życiem.
Brzmi banalnie, a jednak wciąga od pierwszego aktu. Wszystko za sprawą niesamowitych głosów artystów, którzy zachwycają niemalże w każdym dźwięku. Dodatkowo, wrażenie robi scenografia, za którą odpowiada Paweł Dobrzycki. Dopracowana w każdym calu, zmienia się w zależności od sytuacji. Na uwagę zasługują także kostiumy. Co ciekawe, nie są to ogromne kreacje, wyrwane z epoki barokowej, a piękne suknie, białe koszule, myśliwskie kamizelki i spódnice do kostek. Główny nadzór nad kostiumami objął Marek Adamski. Wszystko razem tworzy spójną całość, a zachowana estetyka jest uzupełnieniem całej narracji.
Nowa klasyka
Choć opera kojarzy się z długimi scenami, wytwornymi kostiumami i niezawodnym śpiewam, to nie jest to sztywna reguła. Można od niej odejść i pokazać własną interpretację dzieła, nawet jeśli liczy ono 200 lat. Cezary Tomaszewski zdecydował się dodać do tego klasycznego spektaklu coś więcej. W ten sposób, na ekranie, pojawiają się osiągnięcia głównego bohatera, który pochwalił się zdjęciami z… krasnalami wrocławskimi. Ot, mała-wielka rzecz. W końcu odnalezienie wszystkich jest nie lada wyzwaniem, prawda? Ten drobny gest wprawił w rozbawienie publiczność, a i przełamał klasyczną nutę operowego dzieła. Dodatkowo, przerysowana scenografia, a mianowicie wielkie drzewa, ogromny księżyc, gra światłem, skłaniają do zastanowienia, czym jest owa męskość, a nawet sam człowiek, w porównaniu do otaczającego świata?
Na gromkie brawa zasługują wszyscy artyści, biorący udział w tworzeniu „Wolnego Strzelca”. Ta prosta historia, która powstała 100 lat przed powstaniem muzyki filmowej, na nowo odżyła w Operze Wrocławskiej. Fantastyczne dzieło przygotowane przez naprawdę zdolnych ludzi, pobudza do refleksji, bawi i uczy. Warto zarezerwować sobie czas i wybrać się wieczorem do pięknego budynku przy ulicy Świdnickiej 35.
Klaudia Kowalik
fot. Krzysztof Zatycki