Trzej muszkieterowie - pięknie, głośno i nierówno [RECENZJA]
2015-10-12 11:30:19 | Wrocław"Trzej muszkieterowie" w reżyserii Konrada Imieli to musicalowa adaptacja powieści Aleksandra Dumasa. Akcja spektaklu rozpoczyna się 20 lat po wydarzeniach opisanych w książce. Historię muszkieterów opowiada, pełniący rolę narratora, Planchet - dawny sługa d’Artagnana. Po krótkim wprowadzeniu akcja przenosi się do Paryża, a widz staje się świadkiem tej fascynującej opowieści o przyjaźni, honorze i miłości.
Trzeba przyznać, że twórcy potrafią przykuć uwagę widza od samego początku. Ruchome wieże, sprawnie przestawiane na oczach widowni, robią wrażenie, stroje wyglądają przepięknie, a na pierwszy pojedynek nie trzeba długo czekać. Usłyszymy także piosenki, całkiem sporo piosenek. Niestety widowisko, pod wieloma względami, jest dość nierówne…
Ruchoma scenografia, w postaci wież i schodów, to wyjątkowo udany pomysł, na wielokrotną aranżację sceny. Te same budowle pełnią funkcję tła, by po chwili stać się wnętrzami karczmy czy zamku. Sama scena także jest ruchoma, dzięki czemu bohaterowie oraz scenografia czasem zmieniają swoje położenie w pionie i poziomie. Monotonię szarzyzny scenografii przełamuje żywo zmieniające się oświetlenie, a nawet efekty pogodowe.
Stroje głównych bohaterów oraz charakteryzacja są wykonane bardzo szczegółowo. Starannie przygotowano też rekwizyty, jak rapiery, muszkiety czy biżuteria, którymi często posługują się bohaterowie. A jeśli już mowa o posługiwaniu się rapierami, przyznam, że sceny pojedynków robią spore wrażenie. Widać efekty wielomiesięcznych lekcji szermierki. Czasem aż nie wiadomo, gdzie skierować wzrok, gdy na scenie walczy osiem osób jednocześnie.
Naturalnie "Trzej muszkieterowie" nie samymi walkami stoją. Usłyszymy kilkanaście piosenek, w wykonaniu pojedynczych postaci, a także utwory śpiewane zbiorowo. Stoją one na dość nierównym poziomie. Niektóre wpadają w ucho i są pięknie wykonane, inne zdają się pełnić rolę wypełniacza i w warstwie muzycznej są bliźniaczo do siebie podobne. Słychać też, że niektórzy wykonawcy śpiewają lepiej od innych.
Aktorzy wcielający się w Atosa, Portosa, Aramisa, d’Artagnana, Milady, Richelieu, czy Konstancję zasługują na słowa pochwały, podobnie jak reszta obsady, z rolami drugoplanowymi włącznie. Każdy jest charakterystyczny, ma w spektaklu swoje "pięć minut" i znaczący wpływ na rozwój wypadków. Sama historia została sprawnie poprowadzona, choć po przerwie jest nieco słabiej niż w części pierwszej.
Pośród wielu fantastycznych scen, trafiają się też te nudniejsze. Całość zdecydowanie mogłaby trwać pół godziny krócej i zamknąć się w zgrabnych trzech godzinach ekscytującego widowiska, bez dłużyzn. Nie da się jednak ukryć, że "Trzej muszkieterowie" Konrada Imieli, z muzyką Krzesimira Dębskiego, to musical który zapada w pamięć, nie tylko fanom płaszcza i rapiera.
Michał Derkacz
fot. Krzysztof Zatycki