Sen nocy letniej - recenzja spektaklu [Teatr Polski Wrocław]
2022-09-12 11:24:19 | Wrocław„Sen nocy letniej” to nowe przedstawienie w repertuarze Teatru Polskiego we Wrocławiu. Reżyserka Magdalena Piekorz postawiła przed sobą oraz doświadczoną grupą aktorską duże wyzwanie adaptacji sztuki Williama Shakespeare’a. Jak im wyszło to zmierzenie z klasyką i czy warto wybrać się na ten spektakl? Przeczytajcie recenzję!
Zobaczcie zdjęcia z próby przed premierą >>
W sztuce „Sen nocy letniej” Shakespeare przeplata ze sobą aż cztery wątki: Tezeusza i Hipolity, dwóch par kochanków, rzemieślników ateńskich i świata Elfów, ingerującego w losy śmiertelnych. Dokładnie tak samo jest w spektaklu Teatru Polskiego we Wrocławiu, który z początku może odrzucić widzów, spodziewających się jakiejś szczególnie uwspółcześnionej innowacji. Widzimy stroje z epoki i słyszymy tekst daleki od aktualnej mowy. Zastanawiamy się, czy na tak archaiczne podejście jest jeszcze miejsce w 2022 roku.
Jednak zanim dojdziemy do jednoznacznej odpowiedzi, błyskawicznie zaczynamy z zainteresowaniem śledzić losy poszczególnych postaci i głębiej wchodzić w przedstawiony świat. Przyzwyczajamy się do zaproponowanej formuły i ciekawi nas już jedynie opowieść, która rozwija się dynamicznie i jest kapitalnie zagrana.
Jeszcze przed premierą aktorzy zachwalali umiejętności Magdaleny Piekorz, zaznaczając, że jej doświadczenie filmowe pomaga w opowiadaniu historii w teatrze. Faktycznie tak jest, bo „Sen nocy letniej” ogląda się świetnie, bez względu na to, czy znamy oryginalny tekst sztuki, czy nie. Fabuła jest zwarta i bardzo prosta, ale to tylko działa na korzyść tego przedstawienia. Nie ma mowy, by ktoś miał problem ze zrozumieniem głównego wątku.
Odbiorcy zainteresowani tym, jak (nie)zestarzało się przesłanie Williama Shakespeare’a także będą zadowoleni, bo znajdą tu kilka momentów pozostawiających duże pole do interpretacji, a chętni do szukania odniesień do współczesności też się nie rozczarują, choć ci będą musieli kopać głębiej, by dojść do tej warstwy.
Warto zaznaczyć, że w finale przedstawienia, podczas wątku rzemieślników ateńskich występujących z przedstawieniem przed parą królewską i nowożeńcami, dostajemy praktycznie spektakl wewnątrz spektaklu, co nie tylko jest ciekawym zabiegiem, ale okazuje się chyba najmocniejszą częścią całego widowiska.
To jak zabawna, przewrotna, mistrzowsko zagrana i wyreżyserowana jest ta scena, to czyste złoto na deskach Teatru Polskiego. Nie dość, że sam występ artystyczny jegomościów, którym na co dzień daleko jest do kwiecistych wypowiedzi zwala z nóg, to jeszcze okraszono go uszczypliwymi, ale pełnymi wdzięku komentarzami króla, który osobiście wybrał ich wątpliwej jakości pokaz, choć otwarcie zalecano mu by tego nie czynił.
Omawiając tę wersję „Snu nocy letniej” trzeba też zwrócić uwagę na scenografię, która ma imitować las, wiec na scenie widzimy głównie kolumny, przystrojone różnego rodzaju zielenią. Te elementy mogą być obracane i podnoszone, co pozwala realizatorom szybko zmieniać las w inne miejsca królewskiego dworu. Reżyserka często pozwala sobie na zagospodarowanie drugiego (dalszego) planu w głębi sceny, gdzie np. jakaś postać chowa się za kolumną (albo drzewem), by podglądać i podsłuchiwać postacie rozmawiające bliżej widowni.
Przy technicznych aspektach tego przedstawienia możemy przyczepić się tylko do świateł, które zazwyczaj jednolicie oświetlają całą scenę i nie wiemy czy jest dzień czy noc, gdy bohaterowi na scenie nagle udają, że się nie widzą stojąc od siebie kilka metrów. Rozumiemy, że chodzi o las nocą, gdy faktycznie można stracić się z oczu, ale mocno przygaszone światła lepiej by to sugerowały. To element, który nagle wymaga od widza większej wyobraźni niż reszta, ale można się przyzwyczaić.
Zupełnie nie zmienia to jednak naszej opinii o spektaklu Magdaleny Piekorz, która zaznaczała, że aby uwspółcześniać Shakespeare’a trzeba mieć dobry powód. Reżyserka pokazała, że w 2022 roku można nadal pokazywać klasykę klasycznie i zachwycać tym publiczność, która bije brawo przez kilkanaście minut.
Michał Derkacz
fot. Krzysztof Zatycki