Niepokój przychodzi o zmierzchu - recenzja spektaklu
2023-03-06 09:07:10 | Wrocław„Niepokój przychodzi o zmierzchu” to nowy spektakl we Wrocławskim Teatrze Pantomimy, który oglądać można od 3 marca 2023 roku w Centrum Sztuk Performatywnych PIEKARNIA. Reżyserka Małgorzata Wdowik postanowiła przenieść opowieść z książki Marieke Lucasa Rijnevelda na język teatru, posługując się nie tylko technikami typowymi dla pantomimy, ale też wzbogacając środki wyrazu o słowo mówione oraz pisane. Czy warto zobaczyć to przedstawienie?
„Niepokój przychodzi o zmierzchu” to naprawdę kawał ciężkiego
dramatu, pokazujący nam rodzinę w obliczu tragedii. Gdy pod lodem tonie
chłopiec, wszyscy pogrążają się w żałobie, ale każdy przezywa ją inaczej. Matka,
której twarzy nie widzimy od początku do końca zamienia się we wrak człowieka,
wykonując rutynowe czynności niczym robot, któremu zaraz wyczerpie się bateria.
Ojciec stara się zachować postawę silnej głowy rodziny, ale jego wnętrze także
jest wyprane z emocji, nawet w stosunku do dzieci, które traktuje z podobną
czułością co stojące nieopodal bydło, gdyż akcja dzieje się gdzieś na holenderskiej
wsi.
W centrum wydarzeń są jednak dzieci, przeżywające stratę brata, wchodząc jednocześnie w okres dorastania i dojrzewania płciowego. Wariuje zwłaszcza organizm głównej bohaterki, która oparcie znajduje u siostry, ale fantazjowanie o mężczyznach ustępuje miejsca przeszywającemu poczuciu winy - klasycznemu w obliczu tego typu tragedii. Odkupione ma ono zostać za sprawą proponowanych przez starszego brata czynności, nazywanych przez niego składaniem ofiary. Naruszające intymność zabawy nie okażą się wystarczające, a główna bohaterka stanie przed trudną próbą, równie nikczemną co oczyszczającą.
Ponura atmosfera spektaklu „Niepokój przychodzi o zmierzchu” jest przytłaczająca, a smutek ogarnia widzów niemal jak śnieg, przez który brnąć muszą bohaterowie. Zima nie jest tu przypadkowa, ale chłód właściwy dla tej pory roku jest niczym w porównaniu ze skutymi lodem wnętrzami postaci. Niby dzieci starają się rozpalać go młodzieńczym ogniem, ale mała iskierka dziecięcej energii może nie wystarczyć by oświetlić mrok wiszący nad przyszłością całej rodziny.
10-letnia dziewczynka, która postanowiła nie zdejmować kurtki zimowej to symbol próby pokonania zimna, które jest wszechogarniające, ale to także pewnego rodzaju mechanizm obronny. Pozwala on schować się w przenośni i dosłownie, jak w kapitalnej scenie, gdy bohaterka porusza się w kuckach, wywołując wrażenie, jakby otaczająca ją kurtka samodzielnie się przemieszczała, niczym byt istniejący niezależnie od swej właścicielki.
Ciężka i trudna tematyka tego przedstawienia jest czasem przełamywana nieco weselszymi scenami, ale nie zmienia to faktu, że widzowie muszą wystawić swoje emocje na próbę cierpienia. Oczywiście, dojrzali widzowie z pewnym bagażem doświadczeń bez problemu powinni wytrzymać to, co proponują twórcy, ale lepiej wcześniej przygotować się na sztukę, której nigdy nie nazwalibyśmy rozrywką. Absolutnie jednak polecamy zobaczyć ten spektakl, bo efekt końcowy jest porażający i na koniec zostawia nas z poczuciem, ze przeżyliśmy coś niepowtarzalnego.
„Niepokój przychodzi o zmierzchu” to przeżycie zupełnie
wyjątkowe, trudne do zestawienia z innymi przedstawieniami pantomimy. Nie mamy
tu na myśli tylko wcześniej opisanych wrażeń, ale też formę jaką obrała sobie Małgorzata
Wdowik. Skoro pojawia się (i to często) słowo mówione, to wielu widzów
błyskawicznie zarzuci tu zbyt radykalne odejście od jeżyka pantomimy na rzecz typowego
spektaklu teatralnego. Co więcej, teksty zaczerpnięte z książki są wyświetlane
na ścianie w tyle sceny, zupełnie jakby środków narracji było jeszcze za mało. Jeśli
jednak zastanowimy się nad treścią tych cytatów, to zrozumiemy, że ukłon w
stronę autora pierwowzoru to nie jedyna intencja reżyserki.
Wracając jeszcze do języka pantomimy, trzeba zwrócić uwagę na to, że wiele scen w 100% opiera się wyłącznie na ruchu bez słów, a poszczególne postacie właśnie ruchem lepiej opisują swoje wnętrze niż podczas dialogów. Widać to najbardziej po matce, która swym zachowaniem w dzieciach wywołuje dyskusję na temat sposobu, w jaki wkrótce się zabije. Ruch nie jest tu zatem dodatkiem, a głównym narzędziem w budowaniu bohaterów, co musimy podkreślić i pochwalić.
Ziejące czernią i pustką oczy bohaterów to ciekawy i trafny dodatek w charakteryzacji, ale członkowie obsady grają swe postacie tak, że o wyrwie w ich duszach wiemy nawet bez tego typu zabiegów. Możemy chwalić wszystkich z osobna, ale artyści z Wrocławskiego Teatru Pantomimy dają tu kolejny popis aktorskiego talentu, charyzmy i poświęcenia. Skupimy się zatem na wybranej na potrzeby gościnnego występu dziewczynce, która po castingu dołączyła do obsady przedstawienia. Ula Kuśnierz nie tylko obserwuje sceniczne wydarzenia, ale też bierze w nich spory i znaczący udział. Godne podziwu jest to jak doskonale poradziła sobie w tak szalenie trudnym i wyczerpującym emocjonalnie spektaklu, nie wpadając w obezwładniającą tremę czy inne zakłopotanie licznie przybyłą publicznością.
Na koniec uwagę kierujemy w stronę autorów scenografii i rekwizytów, bo są to elementy pogłębiające klimat i specyfikę miejsca akcji. Piękne i straszne jednocześnie zwierzęta jakie widzimy na scenie to kawał dobrej roboty. Największe wrażenie robi jednak muzyka. To jak mistrzowsko podbija ona emocje w każdej sekundzie przedstawienia jest trudne do opisania. Można nawet zaryzykować stwierdzenie, że posępny i smutny wydźwięk sztuki „Niepokój przychodzi o zmierzchu” straciłby połowę mocy bez tej niesamowitej muzyki w tle (a czasem też na pierwszym planie). Niech was nie wystraszy fakt, że kolejny raz wspominamy o depresyjnym klimacie tego przedstawienia. Dzieje się w nim tak wiele interesujących rzeczy, a wszystko jest tak wysokiej jakości, że z całą odpowiedzialnością zachęcamy do wizyty we Wrocławskim Teatrze Pantomimy.
Michał Derkacz
fot. Krzysztof Zatycki