Cicho/Tuxo - recenzja spektaklu
2019-10-30 13:32:41 | WrocławSpektakl „Cicho/Тuxo” został stworzony w koprodukcji Wrocławskiego Teatru Współczesnego i Teatru Układ Formalny. Powstał na podstawie scenariusza Magdaleny Drab, w reżyserii Katarzyny Dudzic-Grabińskiej. Jest bardzo aktualnym portretem społeczeństwa masowego, ale również konkretnej zbiorowości, jaką jest nasza rodzima Polska. Kraj pełen zalet i wad, stereotypów, które trzymają się go mocno, ale są zbyt rażące by mówić o nich głośno. Możemy jedynie się z nich podśmiewać nie biorąc tego wszystkiego zbyt poważnie. W „Cicho” jednak możemy przyjrzeć się tym mechanizmom uważnie.
„Cicho/Tuxo” to historia młodego ukraińskiego imigranta Igora, który ucieka przed wojną do Polski. Osią wydarzeń rozgrywanych na scenie jest jego ogromny strach przed wyobcowaniem i wielkie pragnienie przynależności. Potrzeba lepszego życia, odmiany, zrozumienia. Najsilniej jest to ukazywane w jego naiwnie wypowiadanym „chętnie” (mama mu kazała), które powtarza przez cały spektakl jak mantrę. Jednak marzenie znalezienia sympatii wśród rówieśników już w pierwszej scenie zostaje napiętnowane. Akcja dzieje się na szkolnych korytarzach, a jej czas określa głos z offu, który informuje nas o odbywających się lekcjach.
Cała piątka, która oprócz niego tworzy klasę nie jest wolna od przydzielonej jej roli społecznej i szkolnych stereotypów. Mamy wesołą blond flirciarę, wysokiego klasowego sportsmena, sympatycznego, choć głupiutkiego luzaka i dwie kluczowe postacie - buntowniczkę, która staje po stronie Igora, a także oprawcę, który dręczy główną postać przez całą historię. Konflikt między nimi w zasadzie wciąż się podsyca, choć argumenty są te same. Nic dziwnego, że z tej narastającej frustracji Igor pragnąłby żeby wszystko ucichło. Żeby nastała błoga cisza.
Oglądając spektakl mierzymy się z tematami trudnymi, jakim są potrzeba akceptacji, gościnność, ale też dyskryminacja. Z drugiej strony, pełno jest tu też jednak elementów komicznych, które rozluźniają atmosferę, ale tylko do czasu, aż uświadomimy sobie, że w większości śmiejemy się z naszych ojczystych przywar. Z gościnności, która kończy się z ulgą, gdy gość wyjdzie i z samouwielbienia, bo przecież smok wawelski i pierogi to ewenementy na skalę europejską. Wychwalanie pod niebiosa polskich noblistów i ignorowanie kultury sąsiada to dwa elementy, które choć wstydliwe, bawią. Oprócz polskiej satyry mamy również nakreślony ironiczny rys mediów społecznościowych, w których wymiana zdań ogranicza się do lajków, hasztagów i emotek.
Świetnym pomysłem jest, że przedstawienie prezentowane będzie nie tylko we Wrocławskim Teatrze Współczesnym, ale także w szkołach Dolnego Śląska. Scenografia, rekwizyty i kostiumy są minimalistyczne, dzięki czemu nie będzie problemu z wystawieniem spektaklu w mniej teatralnych obszarach. Młodzi widzowie w warsztatach towarzyszących pokazowi będą mogli pogłębić tematykę na szeroko rozumianą inność. Nie możemy wyłączyć naszego zmysłu wzroku i działać niczym osłona dymna, która kilkukrotnie pojawia się na scenie. Na szczęście (albo i nieszczęście) mamy ten niezwykły przywilej obserwacji i uczestnictwa, z którego powinniśmy korzystać jak najwięcej.
Joanna Bim
Zobaczcie także zdjecia z próby przed premierą >>
Wideo - zapowiedź spektaklu
Fot. Tobiasz Papuczys