Hipisie, czy ci nie żal?
2010-01-25 08:04:20 | WrocławPo kilku niezbyt udanych realizacjach wrocławski Teatr Muzyczny Capitol postawił na pewniaka. „Hair" to spektakl, który trudno zepsuć, a publiczność zawsze będzie walić na niego drzwiami i oknami.
Hipisowskie idee od czterdziestu lat pozostają nośne. Kochajmy się, niech zapanuje pokój, bądź wolny, ale nie krzywdź drugiego człowieka. Obojętnie, czy używamy tych haseł przy okazji wietnamskiej wojny czy mówiąc o młodym człowieku, który odrzuca swoje ideały i daje się wciągnąć w korporacyjne tryby - zawsze trafiają one na podatny grunt. Jeśli do tego dorzucimy nieśmiertelną muzykę Galta McDermota, energetyczne teksty (które w nowym tłumaczeniu reżysera Konrada Imieli wypadają bardzo dobrze), otrzymamy przepis na frekwencyjny sukces.
Przez cały czas trwania spektaklu to hipisi władają Capitolem. Biegają po całej widowni, zaczepiają widzów, wspinają się po drabinie na balkony i latają pod sufitem. Takie z resztą było założenie reżysera. Publiczność jest tu gościem w hipisowskim skłocie, którego mieszkańcy chcą pokazać, jak i czym żyją. Obserwujemy więc narkotyczne wizje, wolną miłość i bunt przeciwko wszystkiemu, co nas ogranicza. Widzimy również rozterki Claude'a, (dobrze radzący sobie Adrian Kąca), odrzucaną miłość Sheili (Agnieszka Bogdan) do Bergera (charyzmatyczny Bartosz Picher) i narkotyczne zjazdy Jeannie (Monika Dawidziuk). Szczególne słowa uznania należą się również Emose Uhunmwangho (Dione), której wspaniały mocny głos jest jednym z największych odkryć spektaklu.
Wrocławski Capitol dawno nie zaserwował nam dania tak smakowitego. „Hair" zapewni mu pełną salę i zadowolonych widzów. Byle tak dalej!
Marcin Szewczyk
(marcin.szewczyk@dlastudenta.pl)
Fot. Teatr Capitol