Zmień miasto
Sport Logowanie / Rejestracja
Znajdujesz się w lokalnym wydaniu.

Przełamanie w ważnym momencie

2009-10-26

 W derby Dolnego Śląska lepszy okazał się Śląsk Wrocław. Zwycięstwo 2:0 dla podopiecznych Ryszarda Tarasiewicza, oprócz prestiżu, przynosi również ulgę, bo 3 punkty we Wrocławiu widziano po raz ostatni wraz z w miarę przyzwoitymi temperaturami powietrza. Podobnie zresztą jak w miarę przyzwoitą pozycję w lidze Zagłębia.

Oprócz rywalizacji dwóch drużyn o prymat na Dolnym Śląsku, mogliśmy również podziwiać starcie dwóch kandydatów na stanowisko selekcjonera reprezentacji Polski. O ile tym razem na boisku zwycięski był Ryszard Tarasiewicz, o tyle odpytywany na tę okoliczność Smuda niekoniecznie już zaprzeczał, że fotel selekcjonera jest mu pisany. Wróćmy jednak na boisko, bo tam również działy się ciekawe rzeczy.

Mecz zaczął się lepiej dla Zagłębia i to właśnie miedziowi stwarzali sobie już w pierwszych minutach meczu groźne sytuacje. Jak to jednak bywa w futbolu, kiedy jeden zespół gra - drugi zdobywa bramki. Co prawda los nie skarcił Zagłębia, ale tylko dlatego, że wykonawcą jego woli miał okazać się Tomasz Szewczuk, o którym nie od dziś wiadomo, że z celnością u niego kiepsko. Po zamieszaniu w polu karnym właśnie rzeczony Szewczuk dostał piłkę na wprost bramki i zamiast „wbić gwoździa" huknął gdzieś obok. To ostrzeżenie dobrze zadziałało na zawodników Zagłębia, bo już w 13. minucie dwie dobre sytuacje miał Dawid Plizga, ale niespodziewanie jeszcze lepszymi interwencjami popisywał się Wojciech Kaczmarek, który tego dnia zastępował Ivo Vazgecia. To był jeden z kilku trafnych wyborów Ryszarda Tarasiewicza tego dnia - prowadzona z rozmachem ofensywna gra Zagłębia obnażała błędy w selekcji ze strony trenera Śląska. Wiadomo jednak, ze z pustego to i Salomon nie naleje, ale z drugiej strony naprawdę smutno się oglądało grę Tadeusza Sochy, który był raz po raz wkręcany w ziemię a to przez Plizgę, a to przez Traore, a nawet na swój rajd załapał się weteran Piotr Świerczewski.

Pierwsza połowa nie obfitowała w sytuacje bramkowe. Śląsk bronił się jak umiał i to Zagłebie miało więcej z gry, ale jednocześnie nie na tyle dużo, by móc realnie zagrozić bramce Kaczmarka. Z kolei Śląsk grał idealnie według schematu „dwa do tyłu, potem na skrzydło i jakoś to będzie". Na całe szczęście dla Śląska w dobrej formie był dziś Janusz Gancarczyk i jakoś radził sobie na drugim skrzydle Łukasz Madej (oczywiście bez szału, ale gorzej od Szewczuka jako skrzydłowy wypaść nie mógł).

W przerwie w szatni Śląska musiało się dziać naprawdę wiele, bo zespół na drugą odsłonę spotkania wyszedł odmieniony i nastawiony ofensywnie. Zaczęło się od nieśmiałych ataków, które nosiły nawet znamiona składnych akcji. Okazało się jednak ostatecznie, że najlepszą metodą jest pozostawienie roboty fachowcom - kiedy w Śląsku nie bardzo wiadomo jak zaatakować, należy przekazać piłkę do Sebastiana Mili, a on coś wymyśli. I tak właśnie stało się w 60. minucie meczu, kiedy rozgrywający Śląska zagrał świetną piłkę do Vuka Sotirovicia, a ten z drobnymi problemami pokonał Ptaka. Kwadrans później wynik ustalił Janusz Ganczarczyk. Znowu w roli asystującego wystąpił Sebastian Mila, który „wypuścił" Gancarczyka z własnej połowy, a ten w sytuacji sam na sam pokonał bramkarza Zagłębia.

Po spotkaniu stojącym na średnim poziomie, Śląsk pokonał Zagłębie, które w dużych fragmentach gry było zespołem lepszym. W futbolu jednak nie punktuje się za wrażenia artystyczne. Zagłębie pozostaje na dnie tabeli, a Śląsk z nadzieją spogląda w przyszłość. Na ten moment, obaj trenerzy zostają na swoich stanowiskach.

Po meczu powiedzieli:

Trener Zagłębia Lubin, Franciszek Smuda: - W pierwszej połowie i na początku drugiej panowaliśmy nad grą. Niestety, później popełniliśmy dużo pomyłek indywidualnych i taktycznych. Przy drugiej bramce błąd Piotra Świerczewskiego nie powinien mieć w ogóle miejsca. Zapłaciliśmy za to stratą gola i było po meczu. Bardzo żałuję, bo akurat dzisiaj można było powalczyć ze Śląskiem. W ubiegłym sezonie wrocławianie byli bardziej dynamiczną drużyną niż obecnie, ale tym razem mieli atut własnego boiska i wykorzystali nasze błędy. Obiecywałem sobie tutaj przynajmniej jeden punkt, ale niestety, nie udało się, dlatego teraz musimy tych "oczek" szukać w następnym spotkaniu u siebie.

Trener Śląska Wrocław, Ryszard Tarasiewicz: - Był to mecz z gatunku tych, które trzeba wygrać. Nam się udało i chciałem podziękować swoim zawodnikom za cierpliwość, konsekwencję i dobrą organizację gry. Dziękuję także kibicom, bo mieliśmy kilka ciężkich momentów, a wszyscy czekali na moment kiedy zaczniemy grać bardziej agresywnie. Presja meczów bez zwycięstwa troszkę ciążyła na zawodnikach, dlatego dobrze się stało, że dzisiaj wygraliśmy.

Śląsk Wrocław - Zagłębie Lubin 2:0 (0:0)
Vuk Sotirovic (61.), Janusz Gancarczyk (78.)

Żółte kartki: Antoni Łukasiewicz, Janusz Gancarczyk, Wojciech Kaczmarek, Tadeusz Socha.

Śląsk Wrocław: Wojciech Kaczmarek - Tadeusz Socha, Piotr Celeban, Jarosław Fojut, Mariusz Pawelec - Janusz Gancarczyk, Antoni Łukasiewicz, Amir Spahić (90. Dariusz Sztylka), Sebastian Mila - Łukasz Madej (46. Vuk Sotirović), Tomasz Szewczuk (80. Sebastian Dudek).

KGHM Zagłębie Lubin: Aleksander Ptak - Grzegorz Bartczak, Łukasz Jasiński, Costa Nhamoinesu, Fernando Dinis - Mateusz Bartczak (46. Ilijan Micanski), Piotr Świerczewski (79. Szymon Pawłowski), Martins Ekwueme, Łukasz Hanzel - Dawid Plizga, Mouhamadou Traore.

Jakub Filipowski
(jakub.filipowski@dlastudenta.pl)


Dodaj do:
  • Wykop
  • Flaker
  • Elefanta
  • Gwar
  • Delicious
  • Facebook
  • StumbleUpon
  • Technorati
  • Google
  • Yahoo
Komentarzedodaj komentarz

Redakcja dlaStudenta.pl nie ponosi odpowiedzialności za wypowiedzi Internautów opublikowane na stronach serwisu oraz zastrzega sobie prawo do redagowania, skracania bądź usuwania komentarzy zawierających treści zabronione przez prawo, uznawane za obraźliwie lub naruszające zasady współżycia społecznego.

Brak komentarzy.

video
FB dlaMaturzysty.pl reklama