Wypełniona po brzegi Hala Orbita, głośny doping kibiców i świetna dyspozycja Pawła Kikowskiego (28 punktów, w tym 5 „trójek”) nie pomogły Śląskowi w odniesieniu zwycięstwa nad Anwilem Włocławek. Wrocławianie po heroicznej walce ulegli 74:83.
Jeszcze na osiem minut przed końcem spotkania pachniało niespodzianką. Wojskowi po trafieniu Radosława Hyżego prowadzili bowiem 64:61 i wygraną mieli w swoich rękach. Chwilę później stan meczu wyrównał jednak rzutem z dystansu Krzysztof Szubarga, dając swojej drużynie wyraźny sygnał do ataku. Efekt był natychmiastowy. Podrażnieni wcześniejszym obrotem spraw Ruben Boykin i Tony Weeden dali prawdziwy popis, wyprowadzając Anwil na kilkupunktowe prowadzenie.
Zwłaszcza Weeden pokazał różnicę dzielącą oba zespoły, trafiając 2 niesamowite rzuty przez ręce rywali – kolejno z dystansu i półdystansu. W Śląsku zabrakło z kolei skuteczności. W samej końcówce Krzysztof Sulima czterokrotnie stawał na linii rzutów wolnych i za każdym razem tylko jedna z prób okazywała się skuteczna. Wynik ustalił nie kto inny jak Krzysztof Szubarga – bohater gości.
- Anwil zachował więcej zimnej krwi w końcówce. Mieliśmy przestój w drugiej kwarcie, który zaważył. Z drużynami takimi jak włocławianie nie można sobie na takie przestoje pozwolić. Mieliśmy szansę wygrać, jednak jej nie wykorzystaliśmy – mówił na konferencji prasowej Paweł Kikowski.
Wrocławianom należą się jednak brawa za determinację i serce do walki. Skazywani na pożarcie potrafili przez 37 minut nawiązać równorzędną walkę z czwartą drużyną TBL. W pierwszej kwarcie prowadzili nawet 28:20. Potem jednak nastąpił długi przestój i rywale zanotowali 19 punktów z rzędu. Śląsk mimo to potrafił się podnieść i na dwie minuty przed końcem pierwszej połowy zmniejszył straty do zaledwie dwóch „oczek” (39:41). Głównie za sprawą Pawła Kikowskiego, który tego wieczoru zza „łuku” rzucał niemal bezbłędnie (w całym meczu aż 5 „trójek). Dobrą zmianę dał także Paweł Bochenkiewicz, który dzielnie walczył na obu tablicach.
Na 5 minut przed końcem trzeciej kwarty Śląsk znów wyszedł na prowadzenie (47:45). Wówczas koncertowo grał Marcin Flieger. Jego dwa podania z akcji typu pick-and-roll do kolejno Sulimy i Gabińskiego śmiało można zaliczyć do dziesięciu najlepszych akcji tego spotkania. Co ważne, skutecznych akcji – wrocławianie odskoczyli na sześć punktów (51:45). Przed czwartą kwartą było jeszcze 60:56 dla Śląska.
WKS przegrał 74:83 i odpadł z rozgrywek Intermarche Basket Cup. - Cieszymy się, że mecz był wyrównany. Byliśmy bardzo blisko wygranej. Naszym celem było zamknięcie pola trzech sekund, ale muszę przyznać, żę liczyliśmy również na nieskuteczność przeciwników z dystansu. Niestety się pomyliśmy – analizował na gorąco trener wrocławian, Tomasz Jankowski.
Na trybunach zgodnie z zapowiedziami zjawili się piłkarze wrocławskiego Śląska, którzy wspierali dopingiem naszych zawodników od pierwszej do ostatniej minuty.
Kolejny mecz wrocławskich koszykarze 26 stycznia o godzinie 19:00. Śląsk w hali "Kosynierka" zmierzy się ze Startem Lublin.
WKS Śląsk Wrocław - Anwil Włocławek 74:83 (28:21, 11:22, 21:13, 14:27)
WKS Śląsk: Kikowski 28, Sulima 12, Hyży 10, Flieger 8, Gabiński 6, Diduszko 5, Mroczek-Truskowski 3, Ochońko 2, N. Kulon, Bochenkiewicz
Anwil: Szubarga 22, Boykin 14, Weeden 13, Łapeta 8, Hajrić 7, Frasunkiewicz 6, Jovanović 6, Ginyard 5, Sokołowski 2, Eitutavičius
ip