Wreszcie wygrana! WKS Śląsk Wrocław po bardzo dobrym meczu pokonał Arkę Gdynia 2:1 (1:1). Tym samym wrocławianie ugruntowali swoją pozycję w ścisłej czołówce Ekstraklasy.
Śląsk ostatnio nie miał zbyt dobrej passy i przed tym spotkaniem nie brakowało głosów obawy. Wszak Arka to naprawdę godny rywal, posiadający w swoich szeregach wielu dobrych i doświadczonych zawodników. Gospodarze pokazali jednak, iż drzemie w nich olbrzymi potencjał, który przy maksymalnej koncentracji przynosi świetne efekty.
Mecz zaczął się od ataków miejscowych, którym bardzo zależało na szybkim zdobyciu gola. Już w 6. minucie dynamiczny rajd przyprowadził Krzysztof Ostrowski, lecz dośrodkowana przez niego piłka nie dotarła do wbiegającego Sebastiana Mili. Chwilę potem szarżował Tomasz Szewczuk, lecz jego zagranie ze spokojem wyłapał Norbert Witkowski.
Arka wcale nie zamierzała się bronić. W 14. minucie szybki Pietroń popędził lewą flanką i kąśliwe zacentrował w pole karne. Tam najszybszy był Piotr Celeban, ale wślizgiem prawie skierował futbolówkę do własnej bramki. Na szczęście skończyło się tylko na rzucie rożnym.
Odpowiedź gospodarzy była błyskawiczna. W 16. minucie w kierunku bramki popędził Krzysztof Ostrowski i kapitalnie zagrał w uliczkę do Sebastiana Mili. Rozgrywający WKS-u wbiegł w pole karne, ułożył sobie piłkę na lewą nogę i wspaniałym strzałem pod okienko pokonał Norberta Witkowskiego. Trybuny przy Oporowskiej oszalały z radości.
Od tego momentu tempo gry wyraźnie spadło. Goście tylko raz zagrozili bramce Banaszyńskiego, gdy głową uderzał Grzegorz Niciński, a Jacek Banaszyński miał poważne problemy z wybiciem piłki poza linię końcową. W 44. minucie dobry drybling Sochy, lecz jego podanie zmarnował zbyt mocnym uderzeniem Antoni Łukasiewicz. Gdy wydawało się, że po pierwszej połowie będzie 1:0, dokładną wrzutkę Tomasza Sokołowskiego na bramkę zamienił Anderson. Sędzia nie wznowił już gry, a obie ekipy udały się do szatni.
Początek drugiej odsłony dla przyjezdnych. Gracze Śląska wyszli na murawę dziwnie rozkojarzeni i mogło to się źle dla nich skończyć. W 56. minucie niepotrzebnie przed własnym polem karnym kiwał się Sebastian Dudek, stracił piłkę, a groźnie strzelał Krzysztof Przytuła. Chwilę potem piłkę na skrzydle w nieodpowiedzialny sposób stracił Krzysztof Wołczek, lecz wprowadzony na boisko Bartosz Karwan za mocno podawał Marcinowi Wachowiczowi.
Potem obudzili się gracze miejscowych. W 63. minucie sędzia przyznał im rzut wolny blisko pola karnego. Do piłki podbiegł Mila, lecz nie uderzył, a przytomnie odegrał do Łukasiewicza. Uderzenie defensywnego pomocnika z trudem odbił Witkowski. Niewykorzystana sytuacja mogła się zemścić, gdy cztery minuty później cudem piłkę odbił Banaszyński.
W końcówce meczu rozkręcił się Janusz Gancarczyk i co chwilę rajdami w swoim stylu niepokoił obronę Arki. W 74. minucie Wrocław oszalał po raz drugi. Rzut rożny, Dudek nie trafia w piłkę, ale ta zostaje przy nim, a pomocnik WKS-u przytomnie wrzuca do wbiegającego Gancarczyka, ten strzela, Witkowski broni, ale wobec dobitki Szewczuka jest bez szans. Dla snajpera wrocławian jest to piąty gol w bieżących rozgrywkach.
Do końca spotkania nic ciekawego już się nie zdarzyło. Śląsk wygrał i plasuje się na 5. miejscu w tabeli, z takim samym dorobkiem punktowym, jak czwarty Lech Poznań. Za tydzień wielki szlagier, WKS jedzie właśnie do stolicy Wielkopolski.
Śląsk Wrocław - Arka Gdynia 2:1 (1:1)
Śląsk Wrocław: Banaszyński - Socha, Celeban, Pawelec, Wołczek (76. Wójcik) - J. Gancarczyk, Dudek, Łukasiewicz, Mila (78. Ulatowski), Ostrowski - Szewczuk
Arka Gdynia: Witkowski - Sokołowski, Żuraw (26. Łabędzki), Płotka (78. Ława), Ulanowski - Niciński(k), Anderson, Pietroń, Przytuła - Wachowicz, Nawrocik (50. Karwan)
Żółta kartka: Dudek - Łabędzki
Sędziował: Mirosław Górecki (Katowice)
Widzów: 7 000
Konferencja prasowa po meczu
Łukasz Maślanka, Tomasz Szuchta
(sport@dlastudenta.pl)
fot. Damian Filipowski
Patronem medialnym WKS Śląsk Wrocław jest portal dlaStudenta.pl