Po Jamalu...
2006-02-21 00:00:00 | Wrocław
|
Na koncercie Jamala w klubie Alibi zjawili się przedstawiciele najróżniejszych subkultur. Było widać, że twórczość radomskiego składu jest bliska nie tylko rastafarianom. Sam zespół zresztą podkreśla w wywiadach, że bliska jego sercu jest nie filozofia, a jamajskie dźwięki. Impreza zaczęła się mało obiecująco – wiele niedociągnięć Miodka, początkowa niemoc wokalna oraz ludzie nie przejawiający chęci do zabawy.. Po kilku piosenkach atmosfera w klubie nabierała odpowiedniej temperatury. Zespół zagrał sporo kawałków z płyty: „Rewolucje”. Utwór „Policeman”, który jest znakiem rozpoznawczym bandu wyszedł średnio. Lepsze wrażenie mogły robić śmieszne teksty DJ Fell-X,a, który nakłaniał publikę do zapalenia zapalniczek. Pojawiły się także serdeczne pozdrowienia m.in. dla Natural Dread Killaz, Abradaba i powracającego do zdrowia Sidneya Polaka.
|
Koncert trwał niecałe dwie godziny. Zespół bisował dwa razy. Impreza na pewno nie należała do złych, ponieważ z piosenki na piosenkę gra zespołu była coraz lepsza, a pozytywne reakcje publiczności coraz bardziej widoczne. Nie jeden słuchacz nie mylił się, że wokal jaki prezentowany jest na płycie nie ma odniesienia co do samego koncertu. Jedyne co wydawało mi się słuszne wczorajszego wieczoru to 13 zł za bilet - około 400 zostało sprzedanych. Myślę, że frekwencja nie rozczarowała zespołu i pod tym względem swój koncertowy debiut we Wrocławiu mogą uznać za sukces.
|