Hey we Wrocławiu
2009-12-12 15:35:36 | WrocławTrasa "Miłość! Uwaga! Ratunku! Pomocy!" dotarła w końcu do Wrocławia! 12 grudnia w WFF-ie premierowy materiał z nowej płyty na wyjątkowym koncercie zaprezentuje zespół Hey!
Długo trzeba było czekać na nową
studyjną płytę Hey. W tym czasie zespół wydał album z zapisem koncertu
MTV Unplugged – świetnie przyjęty przez krytykę i publiczność
(trzykrotna platyna). Był to zarazem rodzaj podsumowania dotychczasowej
działalności, prowokujący do nowego otwarcia... Przynosi je „Miłość!
Uwaga! Ratunku! Pomocy!”. Płyta, na której grupa wkracza w zupełnie
nowe dla siebie rejony. „Hey nie składał ślubów odnośnie stylistyki, w
jakiej będzie się poruszał” – deklaruje Katarzyna Nosowska, charyzmatyczna wokalistka grupy.
„Od lat chętnie zapraszamy
publiczność na imprezę, ale nie obiecujemy, że zawsze będziemy podawali
te same trunki i potrawy. Bez publiczności bylibyśmy nikim, jednak
elementarna uczciwość nakazuje podążanie za tym, co w danym momencie
czujemy, a nie za oczekiwaniami z zewnątrz”. Wtóruje jej gitarzysta i
współkompozytor większości materiału, Paweł Krawczyk: „To kwestia
wewnętrznego imperatywu, czuliśmy że tak trzeba zrobić. Świat idzie do
przodu, ludzie się rozwijają – i zespół też. Czasami skomponuję na
gitarze jakiś fajny motyw, który brzmi tak klasycznie, że od razu wiem,
że trzeba go czymś złamać. Na przykład bardziej elektroniczną sekcją.
Zagranie go tradycyjnie nie byłoby niczym ciekawym, byłoby powielaniem
przeszłości”. Muzycy sięgnęli więc po nowe brzmienia, starając się
generować je w naturalny sposób. „To w dalszym ciągu jest praca moich
rąk, tylko że czasami nie na akustycznym bębnie, tylko gumowym padzie”
– mówi perkusista, Robert Ligiewicz.
„Gramy na żywo, tyle że
innymi brzmieniami”. Krawczyk z kolei opowiada o fascynacji klasycznymi
instrumentami klawiszowymi (jak Moog czy Wurlitzer), a drugi
gitarzysta, Marcin Żabiełowicz, o tym że liczne na płycie gitary czasem
brzmią zupełnie nie gitarowo. Na instrumentach klawiszowych grało w
sumie kilka osób: obaj gitarzyści, producent albumu, a gościnnie
Przemek Myszor (z Myslovitz) i Jarosław Jóźwik (Łąki Łan oraz
UniSexBluesBand). Duże wrażenie robią partie wokalne. Wielogłosowe i
wielowymiarowe w porównaniu z tym, co w Hey było dotychczas. Duża w tym
zasługa nowego producenta, Marcina Borsa, który pracował z Nosowską
przy jej solowej płycie „UniSexBlues” i albumie z piosenkami Agnieszki
Osieckiej.
„Nie ukrywa, że była osobą zachęcającą do tego, aby
przynajmniej zakosztować współpracy z kimś innym” – opowiada
wokalistka, która opracowała efektowne partie już na etapie domowych
nagrań demo. „Byliśmy bardzo związani z Leszkiem Kamińskim. W momencie
realizacji każdego nowego projektu był niemal członkiem zespołu.
Wiedziałam jednak, że tym razem chcę nagrywać wokale z Borsem. Zrobiłam
z nim dwie płyty i wiem, że on dysponuje jakimś tajemniczym zaklęciem,
które potrafi wycisnąć ze mnie więcej, niż wydaje mi się, że potrafię.
Rzeczy, które w domu były zaśpiewane spod żebra, po cichu, na płycie
podane są z maksymalnym nakładem emocji. Pomyślałam, że Hey też
zasługuje na to, żebym się otworzyła, bo dotychczas śpiewałam tu dwiema
barwami”. Samo wykonanie to nie wszystko. Zwracają uwagę teksty.
Bardziej poważne niż na wcześniejszych płytach Hey, bardziej
refleksyjne... „Tak naprawdę uświadomiła mi to koleżanka, która też
jest autorką” – wyznaje Nosowska. „Stwierdziła, że po raz pierwszy nie
puszczam w tekstach oka. Że nie ma tu zabawy ze słowem, ironicznego
podejścia do rzeczywistości i do samego pisania... Że są to teksty
najnormalniej w świecie liryczne. Przez ostatnie cztery lata głównym
motywem w moim życiu były emocje. Intensywne emocje. Emocje były
motywem przewodnim – gdzie nie spojrzeć ludzie je przeżywali...
Ta
płyta stwarza możliwość, by rozliczyć się z emocjami, przyjrzeć im
bardziej wnikliwie i spróbować je z siebie zrzucić”. Ktoś mógłby
powiedzieć, że artystka zbliżyła się do swojej twórczości solowej,
ale... To zupełnie inna rzecz. „Projekt solowy był przestrzenią, której
potrzebowałam, by poruszać się w zupełnie dowolny, swobodny sposób, z
innymi ludźmi” – wyjaśnia Katarzyna. „Wcale nie jest powiedziane, że
ponieważ pierwsze płyty były elektroniczne, już zawsze będę
eksplorowała pod szyldem solowym te rejony. Nie – tam mogę zrobić
absolutnie wszystko. Nie jest powiedziane, że następnej płyty nie
nagram radykalnie punkowej albo z bębnami tybetańskimi... Natomiast w
zespole Hey jestem częścią zbioru ludzkiego. I trochę mnie nawet
fascynuje całe zamieszanie, ludzie sami nie wiedzą jak mają to
postrzegać”.
Równie nietypowe jak zawartość „Miłość! Uwaga!
Ratunku! Pomocy!” było miejsce nagrywania materiału. Zespół nie
skorzystał tym razem z wiejskiego domu basisty Jacka Chrzanowskiego.
Wybrał się do... Krainy Westernu. Kowbojskiego parku tematycznego
nieopodal Warszawy. „To replika miasteczka z westernów wybudowana od
podstaw w szczerym polu” – mówi Ligiewicz. „Przez cały sezon letni jest
otwarte jako atrakcja turystyczna, a my nagrywaliśmy w kwietniu, gdy
jeszcze nie było ogólnie dostępne”. Żabiełowicz: „Warunki mieszkaniowe
są tam lepsze, niż u Jacka, i już na pierwszej wizji lokalnej
stwierdziliśmy, że fajnie byłoby wybudować reżyserkę w saloonie, a
nagrywać w sali biesiadnej”. Krawczyk: „Chodziło o totalną swobodę, o
piękne miejsce na mazowieckiej równinie i że cały czas byliśmy razem,
przez miesiąc razem mieszkaliśmy”. Nosowska nie towarzyszyła
instrumentalistom. „Pojawiłam się tam dwa czy trzy razy... W Święta
Wielkanocne przywiozłam pożywienie, poza tym zajmowałam się sprawami
domowymi w Warszawie i pisałam teksty.
Czekałam na swoje
wejście, które – od początku to było dla mnie jasne – będzie miało
miejsce we Wrocławiu”. W studiu Fonoplastykon Marcina Borsa wokalistka
po raz pierwszy zjawiła się w maju. Swoje partie nagrała w trakcie
kilkunastu sesji – ostatnia odbyła się w lipcu. Całość materiału była
gotowa w połowie sierpnia 2009 roku. O tym, że jest inaczej świadczy
już pierwszy singel, „Kto tam? Kto jest w środku?”, o tanecznym wręcz
rytmie. „To piosenka, która nie weszła na płytę [sic!]” – mówi
Krawczyk. „Z pierwotnej wersji został właściwie tylko temat od którego
się zaczyna: kiedyś grany na gitarze, teraz na Wurlitzerze. Półtora
roku temu wpadłem na pomysł, żeby to opracować zupełnie inaczej.
Chciałem zrobić prostą piosenkę – taneczną czy wręcz dyskotekową”.
Radosnym dźwiękom towarzyszy mocny tekst: „Mogę szczerze powiedzieć, że
to jest pierwszy mój tekst dotyczący przyjaźni” – wyznaje Nosowska.
„Zjawiska upragnionego przez wszystkich ludzi, ale bardzo trudnego do
zrealizowania. To tekst o zdejmowaniu ciężaru, trosk z barków drugiej
osoby...
O próbie wykrzesania z siebie bezwarunkowych emocji w
stosunku do drugiego człowieka”. W utworze tytułowym słychać połączenie
bluesowo-country’owej riffu gitary z elektroniką. Krawczyk:
„Pomyślałem, że fajnie byłoby gdyby płyta nazywała się tak jak ta
piosenka. Nie znaliśmy wcześniej tekstów i kiedy usłyszałem to po raz
pierwszy, bardzo spodobał mi się zbitek tych słów”. Wokalistka stosuje
w refrenie bardzo ekspresyjną, wykrzyczaną partię: „Bardzo długo nie
mogłam wymyślić refrenu. I we Wrocławiu, tuż przed sesją, uświadomiłam
sobie że ma to zabrzmieć właśnie tak. Bałam się to zaprezentować
Borsowi. Powiedziałam, że nie można nawet tego nazwać melodią... Ale
czułam, że tak właśnie powinno być. Byłam pewna, że mnie pogoni, lecz
stwierdził że jest OK, że nie spodziewał się takiego rozwiązania”.
W
utworze „Stygnę” słychać fascynację folkiem, a Nosowska śpiewa kolejny
tekst na serio: „Nie wolno sobie pozwalać na nonszalancję w traktowaniu
czasu. Trzeba się ze wszystkim spieszyć – z gestem, ze słowem – bo
moment ostateczny jest indywidualny i wcale nie jest powiedziane że
tożsamy ze starością”. Równie mocny jest przekaz „Umieraj stąd”, w
warstwie muzycznej inspirowanego Beatlesami: „Szukałam zbitki słownej,
która brzmiałaby gorzej niż wulgaryzm mający na celu przegnanie kogoś
ze swojej przestrzeni. Udało się." ”Obecnie pracujemy nad tym, aby
wyjątkowa płyta doczekała się wyjątkowej oprawy koncertowej – mówi
Nosowska – Nowy materiał planujemy zagrać w całości, przygotowujemy też
specjalną oprawę wizualną”. Jak poradzą sobie z odtworzeniem studyjnych
brzmień? „Pewne rzeczy, które wygenerowaliśmy w studiu mamy w
samplerze. Reszta będzie grana na żywo”.
Instrumentami
klawiszowymi zajmie się gościnnie Krzysztof Zalewski, który będzie też
śpiewał. „Linia wokalna składa się z dwóch równoprawnych członów” –
wyjaśnia wokalistka. „Krzysiek jest osobą, która świetnie śpiewa i ma
dużą skalę. Najbardziej potrzebuję z jego głosu spektakularnych gór”.
Trasa koncertowa „Miłość! Uwaga! Ratunku! Pomocy!” rusza w połowie
listopada, a zakończy się tuż przed Świętami Bożego Narodzenia.
HEY, HATIFNATS, LOV
12 grudnia 2009 (sobota)
Wytwórnia Filmów Fabularnych, Wrocław
g. 19:00
Bilety w dniu koncertu: 50 zł
JUR/ip