"Wieża. Jasny dzień" - relacja z pokazu z udziałem twórców
2018-03-24 08:20:20 | Wrocław20 marca 2018 odbyło się drugie spotkanie w ramach cyklu kina Dolnośląskiego Centrum Filmowego, pt. "Magiel Filmowy". Wydarzenie rozpoczęło się przedpremierowym pokazem debiutu fabularnego "Wieża. Jasny dzień" w reżyserii Jagody Szelc. Po seansie można było poznać komentarze zaproszonych gości - reżyserki oraz dwóch głównych aktorek - Anny Krotoskiej i Małgorzaty Szczerbowskiej. Twórczynie opowiedziały widzom o kulisach powstawania produkcji oraz szczegółach dotyczących fabuły filmu.
Inwestycja w dziwność
Trwający prawie dwie godziny naturalistyczny film zabrał widzów "Magla" w świat pytań. Okazało się, że zamierzona przez reżyserkę inwestycja w nisze i freeków okazała sie strzałem w dziesiątkę. - Od samego początku nie zastanawialiśmy się czy film się spodoba, czy się nie spodoba. Ja wychodzę z takiego założenia, że jeżeli ktoś uzna, że coś jest fajne lub niefajne to jest to taką właśnie surową kalkulacją - zaznaczyła reżyserka, Jagoda Szelc.
Pozostawiający widownię w oniemieniu seans zakończył się czarną listą napisanych na biało nazwisk wszystkich twórców i współtwórców "Wieży...". Ta chwila ciszy pozwoliła odetchnąć po obrazie, który zdecydowanie skłania widzów do refleksji. Po definitywnym zakończeniu na przygotowane miejsca pod ekranem zasiadły, przywitane brawami: reżyserka i bohaterki wraz z gospodarzem - Łukaszem Maciejewskim, znanym krytykiem filmowym i teatralnym. Trójka ogromnie zdolnych kobiet pozwoliła zagłębić się odbiorcom w ten trudny do zdefiniowania pokaz.
Wiem, że nic nie wiem
Jeszcze przed pytaniami, prowadzący podzielił się na żywo swoją refleksją dotyczącą "Wieży..." - Uruchamiam laptopa i coś się ze mną dzieje. Nie wiedziałem czy wylądowałem na jakiejś planecie ufo, czy jestem w wieży, czy zaczął się jasny dzień. Wiem, że nic nie wiem. Na początku jest taka konkluzja, bo widzę, że jesteście ostro pojechani, ale macie talent a potem jestem szczęśliwy, bo tak bardzo mi się to podoba, tak mocno przeżywam to co oglądam i takie to jest niecodzienne - mówił.
Jednak Maciejewski nie był od samego początku takim entuzjastą. - Bałem się, że to zostanie źle odebrane, że jest to zbyt radykalna propozycja jak na takie przyzwyczajenia również krytyki filmowej i pomyślałem sobie, że przed premierą trzeba o tym filmie napisać, bo potem może się okazać, że dostaniecie mocno po łapach - komentował. - Pamiętam jak czytałam twoją recenzje w metrze warszawskim i trzęsły mi się ręce - zdradziła Szelc.
Znakomity debiut
Ilość nagród, jakie film już zdobył, broni pierwszą pełnometrażową produkcję reżyserki. Film dostał nagrodę za Debiut Reżyserski, za Najlepszy Scenariusz, Nagrodę Onetu, Paszport Polityki oraz został zaprezentowany w Berlinie w eksperymentalnej sekcji Forum.
Szelc idzie pod prąd i nie przejmuje się opiniami innych. Swoją indywidualnością i wytrwałością chce pokazać, że sztuka jaką tworzy nie musi, a nawet nie powinna być porównywana z innymi twórcami - Wszyscy mnie potwornie nastraszyli, że jak zrobię kolejny film to się wszystko zesra, bo przecież jak go źle zrobię to już będzie koniec i po mnie. W związku z czym właśnie skończyłam zdjęcia do drugiego filmu i chyba "Wieża..." to jest spacerek przy nim w pewnym sensie - mówi autorka.
- Chyba wszyscy uznaliście, że jestem troszkę szalona, ale zdecydowaliście, że to jest fajne i pójdziemy w to na maksa. - zaznaczyła reżyserka zwracając się do aktorek. - Pracując z tym niesamowitym zespołem aktorskim miałam wrażenie, że wszyscy gramy jak Arsenal, czyli strasznie zespołowo. Ja reżyserowałam film, ale w żaden sposób nie musiałam jakoś reżyserować aktorów. Raczej ich słuchałam. To tak naprawdę oni stworzyli te postacie i dialogi - wyjaśniała.
Lepiej stać w pretensji do czegoś niż do niczego
- My idziemy na czołowe zderzenie - wspominała słowa Jagody, Anna Krotoska, powtarzane jak gdyby jak mantrę na planie. - Nam to się wszystkim bardzo udzieliło. Ja Jagodę od razu poczułam. Zawarłyśmy pakt odwagi i wspierania się w tej pracy. Bałam się jednak, że ten film wyjdzie bardzo pretensjonalnie. - dodaje aktorka. - Wszyscy się boją tej pretensjonalności. Film robi się 3 lata i on kosztuje potwornie dużo. Zwyciężają w filmie tylko stalowi ludzie, nie najzdolniejsi i lepiej stać w pretensji do czegoś niż do niczego - odpowiedziała reżyserka.
Górski azyl dla twórców filmu
Mieszkający razem twórcy tej ekscentrycznej produkcji mieli możliwość poznania się bliżej oraz słuchania się nawzajem. Rozmawiali wówczas o sytuacjach rodzinnych mających miejsce w filmie, ale także osobistych. Odłączyli się od rzeczywistości, by zaszyć w Kotlinie Kłodzkiej kompletnie odłączeni od dotychczasowego, codziennego życia. Jak się okazało ów przygoda, poświęcenie oraz ogrom pracy całego zespołu zaowocował sukcesem.
- Ja się poczułam wybrana - dodała grająca Mulę, Anna Krotoska. Natomiast filmowa Kaja, czyli Małgorzata Szczerbowska, która już paręnaście lat zna się z Krotoską, z resztą jak się okazało to ta pierwsza podsunęła reżyserce swoją koleżankę, gdyż po przeczytaniu scenariusza od razu skojarzyła jej się ona z postacią Kai. Obie znały się z tego samego teatru. Aktorka wówczas poznała Szelc przy toalecie, jednak obie przypasowały sobie do gustu i w końcu Szczerbowska potraktowała szansę bycia jedną z głównych bohaterek wręcz jako prezent od losu.
Nie kontrolujemy nic
Na pytanie dotyczące symboliki, zadane przez osobę z publiczności reżyserka odpowiedziała trochę wymijająco, jednak jej zamysłem jest pozostawienie odbiorcom pola do własnej interpretacji. - Nie interesuje mnie za bardzo opowiadanie historii, ponieważ ktoś kiedyś powiedział, że jest siedem historii, które są na okrągło opowiadane. Film interesuje mnie na poziomie, jak gdyby, co wykonuje. Chciałam zrobić film, który się rozpadnie i szukałam do tego filmu jakiejś kapsuły i tak się akurat przytrafiło, że znalazłam taką kapsułę historii rodzinnej, gdzie mogłabym zrealizować historię o człowieku, który ulega złudzeniu, że ma nad czymś kontrolę. Jesteśmy owładnięci złudzeniem, że coś kontrolujemy, otóż nie kontrolujemy nic. Ponieważ nie do końca wiem co to jest symbolika, chciałam zrobić film, który spowoduje, że na końcu widz straci kontrolę i będzie sam musiał odwołać się do siebie, swojego systemu wartości i do tego co on uważa, ponieważ nie zostanie poinformowany od reżysera o czym był ten film - mówi Jagoda Szelc.
Jestem psychopatką!
Jagoda Szelc, wciąż nie mająca dyplomu Szkoły Filmowej, z humorem i zapewne z dozą niedowierzania dodaje: - Jestem obstrukcją szkoły filmowej, oraz nazywa się psychopatką. Z pewnością widowni, tak jak film, przypadła do gustu sama jej osoba i choć dziwność to chyba pierwsze słowo, które nasuwa się przy oglądaniu filmu "Wieża. Jasny dzień", to chyba lepiej sięgać po coś dziwnego niż po coś co już widzieliśmy wystarczającą ilość razy. Ogromny plus dla produkcji za stworzenie czegoś, co choć odrealnione pokazuje autentyczność i zaangażowanie całego zespołu.
Przed końcem spotkania można było jeszcze dopytać o fabułę filmu czy też zadać inne pytania związane z przygotowywaniem produkcji. Po zakończeniu dostępne dla gości były plakaty filmu oraz możliwość otrzymania autografów, zrobienia sobie zdjęcia lub indywidualnego porozmawiania z zaproszonymi gwiazdami.
Justyna Matuszak
fot. materiały prasowe