Wojna gangów w Rio
2004-04-28 00:00:00 | WrocławW brazylijskich dzielnicach nędzy przestępcy zastąpili państwo
Podziurawiony kulami policyjny śmigłowiec musiał lądować awaryjnie. Bandyci urządzali blokady na ulicach, zabierając kierowcom samochody. Kobietę, która usiłowała odjechać, zastrzelono. W ciągu tygodnia w walkach zginęło co najmniej 15 osób, w tym dwóch policjantów. Są dziesiątki rannych... Ale Rocinha to fawela niezwykła, niejako pokazowa. Rozległa, zamieszkana może nawet przez 150 tys. osób, rozpościera się na stoku lesistych wzgórz między górami Corcovado a oceanem, pomiędzy najbogatszymi nadmorskimi rejonami miasta. Dlatego nędza nie jest tu tak bardzo widoczna. Prosperują banki, sklepy, jest nawet restauracja McDonald'sa. Agencje turystyczne organizują dla urlopowiczów favela safari. Samochodowa wycieczka po krętych uliczkach kosztuje 30 dol. Ale Rocinha pozostaje dzielnicą ubóstwa, w której panuje prawo dżungli. Policja pojawia się rzadko. Rządzą tu narkotykowi donos powiązani ze skorumpowanymi politykami. Zazwyczaj szanujący się don mieszka poza fawelą, w której ma swego „pełnomocnika generalnego”. Pełnomocnik werbuje „poruczników” i „żołnierzy”, tych ostatnich zazwyczaj spośród nieletnich. Żołnierze obsługują bocas de fumo, czyli punkty sprzedaży białej śmierci. Szacuje się, że w slamsach Rio de Janeiro grasuje około 10 tys. uzbrojonych żołnierzy narkotykowych karteli. Zorganizowani są w gangi o malowniczych nazwach. Czerwone Komando, Potrójne Komando czy Przyjaciele Przyjaciół. Państwo w znacznej mierze wycofało się z dzielnic nędzy. Politycy brazylijscy najwidoczniej uznali je za przypadek beznadziejny, lecz powstałą w ten sposób próżnię wypełniły kokainowe mafie. „Handlarze narkotyków zdobyli całkowitą kontrolę nad instytucjami komunalnymi”, twierdzi z rezygnacją antropolog Alba Zaluar. Gangsterzy są najlepszymi pracodawcami dla młodzieży, zapewniają regularnie wypłacane i dość wysokie pensje. Donowie troszczą się też o coś w rodzaju ładu i porządku, zwalczając przestępczą konkurencję. Wreszcie niektórzy od czasu do czasu dla kaprysu zabawiają się w brazylijskiego Robin Hooda. Przeznaczają jakąś symboliczną część dochodów na szlachetne cele, np. dożywianie ubogich dzieci. |