Wrażliwość dziecka zdaje się czasem rządzić odrębnymi prawami, niż wrażliwość dorosłych. Wszystko za sprawą dziecięcej wyobraźni, która działa zwłaszcza w zabawie i umożliwia odmienianie rzeczywistość i mieszanie elementów czasowych; jest ponadto sugestywna, nietrwała, zależna od wydarzeń chwili i charakteru otoczenia. Dziecko przedstawia w zabawach własną interpretację świata, własny punkt widzenia, własny obraz. Spektakl Formacji Cytryna „Opętanie, czyli wzdęte łono” opiera się w swojej konstrukcji właśnie na zasadzie działania dziecięcej imaginacji i kreatywności. Dużo w nim radości, spontaniczności i kapryśności. Sprawia wrażenie ciągu przypadkowych skojarzeń tworzących scenki, z których każda może żyć swoim własnym życiem. Ale w końcu w tej konwencji wszystko jest dozwolone.
Mała Scena Teatru Muzycznego CAPITOL zostaje przemieniona w przytulny pokój, wystrojony niczym do balu karnawałowego. Mała, prostokątna przestrzeń otoczona ze wszystkich stron przez widzów emanuje atmosferą domowego ciepła i przytulności, mimo iż nie zagracają jej meble, ani bibeloty. Przeciwnie, jest tu ascetycznie, choć pojawiają się rozliczne rekwizyty. Oddaniu charakteru miejsca wystarcza jasna wykładzina, a na niej czerwony chodnik. Rozlokowanie publiczności na czterech bokach zamyka tę przestrzeń do wewnątrz i wytwarza intymną atmosferę. Jednocześnie wiszące na ścianach i pod sufitem balony i serpentyny przypominają o odświętnym i radosnym charakterze zgromadzenia. Jesteśmy przecież u dwóch dziewczynek Ani i Kasi – jak dowiadujemy się z historyjki opowiadanej przez członków zespołu muzycznego – sióstr, które pod nieobecność rodziców uwielbiają się bawić w „domowy teatrzyk muzyczny”. Przed rozpoczęciem spektaklu pokój został posprzątany przez obwieszonego światełkami choinkowymi mężczyznę w zielonym płaszczu, który słuchając muzyki z magnetofonu i wydając buczące dźwięki, symulował odkurzanie dywanu, podczas gdy widzowie dopiero co zasiadali na swoich miejscach. Rodzice dziewczynek wyszli już dawno z domu. Przedstawienie czas zacząć.
Dwie aktorki: Monika Dawidziuk i Agnieszka Oryńska ubrane w figlarne, kiczowate i krzykliwe stroje przypominają na poły zwariowane nastolatki, na poły lolitki. W kolejnych odsłonach sygnalizowanych cyrkową, skoczną melodyjką roześmiane dziewczęta kłaniają się publiczności, wzywają na pomoc żywioły: Fire! Earth! – niczym bohaterowie kreskówki o Kapitanie Planeta i we właściwy dzieciom sposób deklamują wierszyk. Po każdej z takich sekwencji zaczyna się mały spektakl: aktorki wygłaszają monologi, śpiewają, odgrywają małe scenki, animują publiczność, tańczą, skaczą, tarzają się pod dywanie i podejmują wiele innych działań, których wymienienie złożyłoby się na spory inwentarz. Mini-antrakty pomiędzy kolejnymi odsłonami wypełnia wspomniana już historyjka muzyków o perypetiach rodzinnych sióstr Ani i Kasi, których rodzice w konsekwencji kłótni i braku porozumienia postanawiają się rozwieść. Tak w wielkim skrócie wygląda szkielet konstrukcyjny przedstawienia. Wszystko wydaje się z pozoru niewinne i naiwne, ale już to, co znajduje się między „żebrami” niewinne nie jest. Wręcz przeciwnie, na teatralne „bebechy” składa się ciekawy materiał literacki, zarówno z tej wyższej, jaki i z niższej półki, podejmujący kwestie kobiecej natury, zagubienia we współczesnym świecie, erotyzmu skażonego pornografią i kryzysu miłości. Tytułowe łon jest więc bardzo wzdęte i bliskie eksplozji, a małe recitale „domowego teatrzyku muzycznego” Ani i Kasi są właśnie owym stanem opętania, stanem niekontrolowanym, pierwotną formą psychoterapii.
Także widz zostaje opętany, a raczej omotany wielością tematów, konwencji i cytatów. Reżyser „Opętania…” Krzysztof Boczkowski – młody aktor Wrocławskiego Teatru Współczesnego, w swoim spektaklu niczym w karnawale łączy elementy zabawy z powagą, kojarzy ze sobą to, co niskie z tym, co podniosłe, oswajając poprzez śmiech tematy tabu i problemy egzystencjalne. I to właśnie może być zarówno zaletą, jak i wadą tego przedstawienia. O ile dobra gra, niesamowita energia, otwartość i naturalność aktorek zapewniają widzowi dobrą zabawę, o tyle kolażowa forma spektaklu sprawia chwilami wrażenie chaosu, nad którym reżyser nie do końca był w stanie zapanować. Sięgając po teksty autorów tak różnych od siebie, jak Bruno Jasieński, Bolesław Leśmian, Leszcze Kołakowski, Tomasz Tryzna, Greg Brown, Irvin Welsh czy Eve Ensler, ślizga się po powierzchni wielu tematów, ale żadnego z nich tak naprawdę nie poddaje dogłębnej analizie.
Można też postawić pytanie o celowość i znaczenie niektórych, podejmowanych na scenie działań, na przykład o ubijanie przez aktorki jaj w momencie śpiewania piosenki, częstowanie publiczności ciasteczkami, rzucanie przez widzów maskotkami w jedną z aktorek czy świecenie telefonami komórkowymi niby zapalniczkami na koncercie. Działania te są niezaprzeczalnie efektowne, atrakcyjne i stwarzają w spektaklu odpowiedni nastrój, ale chciałoby się, aby kryło się w nich coś więcej. Niestety czynnościom tym nie zostaje nadane ani głębsze ani nowe znaczenie, więc jako znaki teatralne wydają się puste. Co prawda mogą być postrzegane jako autoteliczne, bo są przecież częścią gry, a ta nie ma sensu poza samą sobą. Jednak takie założenie kazałoby nam myśleć, że czynności te są zupełnie przypadkowe. I może w istocie coś w tym jest. Reżyser niczym dziecko bawi się w spektaklu tematami, konwencjami, żongluje cytatami, poszukuje, błądzi i nie znajduje. Nie znajduje całościowego obrazu świata, bo przecież świat już dawno rozleciał się na miliardy kawałków. Dostajemy tylko autorską interpretację rzeczywistości wywiedzioną wprost z dziecięcej wyobraźni i możemy z nią zrobić, co nam się podoba.
Słowa kluczowe: Opętanie, czyli wzdęte łono, Foprmacja Cytryna, Teatr Muzyczny Capitol,