Byliśmy, gadaliśmy - Sztuka

"Gdyby nie muzyka, uprawiałbym ziemię"

2011-03-17 09:57:14 | Wrocław

Rozmowa z Bassekou Kouyate, malijskim artystą, który wystąpi w poniedziałek (21.03) w Filharmonii Wrocławskiej.

Większość widzów twojego wrocławskiego koncertu pierwszy raz będzie mogła usłyszeć ngoni. Opowiedz więcej o tym instrumencie.

Ngoni jest instrumentem strunowym, może zawierać cztery, pięć, bądź siedem strun.  Zbudowany jest z drewna pokrytego krowią skórą, ma grube, metalowe struny.  Można na nim grać każdy, tak jak ja to rodzaj muzyki, tak jak ja to robię.  Ngoni to bardzo stary instrument. Chyba najstarszy w naszym kraju.

Jest wiele odmian ngoni (ngoni donso, ngoni kemale) – czym one się od siebie różnią?

Tak, ngoni donso i ngoni kemale różnią się od innych ngoni sposobem chwytu, akurat te chwytamy tak jak gitarę. Jedno z moich ngoni to najstarszy jego rodzaj – djeli ngoni. Było ono popularne między XIII a XVII wiekiem i obecnie jest bardzo rzadko spotykane. Jedno z ngoni, które lubię, to kamali ngoni – również stary instrument. Nie jest popularne, bo w dawnych czasach nie było możliwości rozpowszechniania go w taki sposób, jak robi się to obecnie – poprzez radio itd.

Przy jakich okazjach gra się na ngoni?

Na ngoni grało się przy okazji ślubów, chrztów, wszystkich świąt, a także koncertów. Z czasem stało się bardzo popularne i obecnie jest instrumentem sztandarowym. Z niedostępnego dla przeciętnego Malijczyka, stało się podstawowym instrumentem towarzyszącym codzienności. Ngoni powstało jeszcze przed narodzinami Chrystusa. Przez setki lat grali na nim wybrani. Później oczywiście nastąpiły zmiany, muzyka stała się bardzo popularna i wręcz nieodzowna. Moi dziadkowie, moi rodzice – wszyscy mieli już w domu ngoni.

Ngoni jest instrumentem typowo malijskim, czy też gra się na nim również w innych afrykańskich krajach?

Ngoni reprezentuje tak naprawdę całą Afrykę. Istniało jeszcze przed powstaniem Mali, długo przed narodzinami Chrystusa. Każde królestwo posiadało swój rodzaj ngoni i inaczej je nazywało. Do dziś funkcjonują różne jego nazwy np. w Senegalu, w Mauretanii i w Maroku.  

Ngoni wykorzystuje się również do muzyki obrzędowej, ty tymczasem grasz na nim muzykę rozrywkową. Czy nie spotkałeś się z krytyką konserwatywnych wirtuozów ngoni?
Nie, nigdy! Mój ojciec mawiał, że warto mieć szacunek dla tradycji i folkloru, ja jednak miałem inną wizję gry na instrumencie, chciałem robić coś odmiennego na skalę międzynarodową. Ojciec mówił mi, że to bardzo dobrze i wspierał mnie w tym.



Gdy podczas koncertu w latach 80. przewiesiłeś ngoni przez ramię (jak gitarę) wywołało to podobno dużą dyskusję. Opowiedz więcej o tamtym występie.
(śmiech) To było podczas koncertu z orkiestrą Ray Bana. Wszyscy grali z paskami, poczułem się niewygodnie i wymyśliłem sobie specjalne zaczepy aby było mi bardziej komfortowo. Ktoś z organizatorów skrytykował mnie wtedy: „nie zamierzasz chyba tak grać ?” Okazało się jednak, że to bardzo ułatwia poruszanie się po scenie. Od tamtego czasu wszyscy wkręcają w ngoni zaczepy na pasek, czyż to nie cudowne ?

Czy można powiedzieć, że zrewolucjonizowałeś grę na ngoni?

Czuję, że w pewien sposób pewnie tak, tak też twierdzą niektórzy. Coraz mniej młodych uczy się grać na tym instrumencie, a ngoni wyparła gitara i jej efekty. Ja miałem poczucie, że granie na ngoni jest w pewien sposób ukłonem dla naszej tradycji i chciałem tę tradycję kontynuować. Chciałem też grać w inny sposób, poczułem, że ten instrument nie jest jeszcze w pełni eksplorowany i miałem własną wizję współczesnego ngoni. My Afrykanie nie odkryliśmy jeszcze wszystkich możliwości ngoni, niestety bardzo wielu rodaków, którzy grali na tym instrumencie porzuciło je dla popularnych instrumentów rozrywkowych. I chyba doceniono moją pracę, nominując mnie do Grammy Awards. Podejrzewam, że byłem jednym z niewielu, którzy wykorzystując taki nietypowy instrument, dostąpili tego zaszczytu.

Twój ojciec Mustapha Kouyaté również jest wirtuozem ngoni. Czy wybierając akurat ten instrument, chciałeś naśladować ojca?

Nie. Chciałem iść dalej. Mój dziadek grał na trzech strunach, mój ojciec na czterech, ja obrałem sobie za cel grę na siedmiu strunach, gdyż chciałem czegoś więcej. Myślę, że warto znaleźć własną ścieżkę. To normalne, że moja gra poszła w kierunku bardziej zachodnim, bliżej zasad muzyki współczesnej, wykorzystując np. solfeż. Mam swoją szkołę gry w Bamako, gdzie przyjeżdżają m.in. Japończycy. Muszę wykorzystywać te współczesne zasady, aby móc przekazać im istotę gry na ngoni i aby były one zrozumiałe.

Zdarzało ci się koncertować z tatą? Jak wspominasz te występy?

Nie, niestety. Mój ojciec zmarł  w 1984 r., kiedy ja dopiero się uczyłem. Ale koncertowałem za to z moją matką. Pojechaliśmy nawet w trasę do Burkina Faso, a potem jeszcze daliśmy parę koncertów w całej Afryce. Obecnie na scenie towarzyszy mi żona.

Spodziewałeś się, że płyta „Segu Blue” sprawi, że staniesz się rozpoznawalny na świecie?

Tak. Pracowałem ciężko na to wszystko, co osiągnąłem. Mawiam sobie: „dobrze wykonana praca popłaca”, więc pewnie to działa.

Czy w Mali także masz status gwiazdy? Jesteś rozpoznawalny?
Tak. Całe Mali mnie pewnie zna. Moje płyty są pewnie wszędzie (śmiech)

Podobno większość Malijczyków ma mniej niż 24 lata. Czy malijska młodzież słucha tradycyjnej muzyki?
Tak. Ten rodzaj muzyki jest u nas bardzo popularny i wręcz wszędobylski.

Twoje życie związane jest z muzyką, większość rodziny gra lub śpiewa. A co, gdyby nie wynaleziono muzyki?

(śmiech) Pewnie uprawialibyśmy ziemię.

Co na przykład?

Jęczmień, ryż, coś pewnie w tym stylu...  Mój ojciec miał mnóstwo szczęścia, że mógł grać na instrumencie. Zdarza nam się jeszcze odwiedzać rodzinne strony i pomagać w polu. Kiedy byłem jeszcze w szkole, w porze deszczowej ojciec brał mnie i dziesięcioro swoich uczniów i jechaliśmy na wieś pomagać w polu.

Dziękuję Ci bardzo za rozmowę, do zobaczenia na poniedziałkowym koncercie!

Dziękuję bardzo, do zobaczenia!

Rozmawiała Natalia Lubrano

Rozmowa z Bassekou Kouyate, malijskim artystą, który wystąpi w poniedziałek (21.03) w Filharmonii Wrocławskiej.

Większość widzów twojego wrocławskiego koncertu pierwszy raz będzie mogła usłyszeć
ngoni. Opowiedz więcej o tym instrumencie.
Ngoni jest instrumentem strunowym, może zawierać cztery, pięć, bądź siedem strun.
Zbudowany jest z drewna pokrytego krowią skórą, ma grube, metalowe struny.
Można na nim grać każdy, tak jak ja to rodzaj muzyki, tak jak ja to robię.
Ngoni to bardzo stary instrument. Chyba najstarszy w naszym kraju.

Jest wiele odmian ngoni (ngoni donso, ngoni kemale) – czym one się od siebie
różnią?
Tak, ngoni donso i ngoni kemale różnią się od innych ngoni sposobem chwytu, akurat te chwytamy tak jak gitarę. Jedno z moich ngoni to najstarszy jego rodzaj – djeli ngoni. Było ono popularne między XIII a XVII wiekiem i obecnie jest bardzo rzadko spotykane.
Jedno z ngoni, które lubię, to kamali ngoni – również stary instrument. Nie jest popularne, bo w dawnych czasach nie było możliwości rozpowszechniania go w taki sposób, jak robi się to obecnie – poprzez radio itd.

Przy jakich okazjach gra się na ngoni?
Na ngoni grało się przy okazji ślubów, chrztów, wszystkich świąt, a także koncertów. Z czasem stało się bardzo popularne i obecnie jest instrumentem sztandarowym. Z niedostępnego dla przeciętnego Malijczyka, stało się podstawowym instrumentem towarzyszącym codzienności.
Ngoni powstało jeszcze przed narodzinami Chrystusa. Przez setki lat grali na nim wybrani. Później oczywiście nastąpiły zmiany, muzyka stała się bardzo popularna i wręcz nieodzowna. Moi dziadkowie, moi rodzice – wszyscy mieli już w domu ngoni.

Ngoni jest instrumentem typowo malijskim, czy też gra się na nim również w innych
afrykańskich krajach?
Ngoni reprezentuje tak naprawdę całą Afrykę. Istniało jeszcze przed powstaniem Mali, długo przed narodzinami Chrystusa. Każde królestwo posiadało swój rodzaj ngoni i inaczej je nazywało. Do dziś funkcjonują różne jego nazwy np. w Senegalu, w Mauretanii i w Maroku.  

Ngoni wykorzystuje się również do muzyki obrzędowej, ty tymczasem grasz na nim muzykę rozrywkową. Czy nie spotkałeś się z krytyką konserwatywnych wirtuozów ngoni?
Nie, nigdy! Mój ojciec mawiał, że warto mieć szacunek dla tradycji i folkloru, ja jednak miałem inną wizję gry na instrumencie, chciałem robić coś odmiennego na skalę międzynarodową. Ojciec mówił mi, że to bardzo dobrze i wspierał mnie w tym.

Gdy podczas koncertu w latach 80. przewiesiłeś ngoni przez ramię (jak gitarę) wywołało to podobno dużą dyskusję. Opowiedz więcej o tamtym występie.
(śmiech) To było podczas koncertu z orkiestrą Ray Bana. Wszyscy grali z paskami, poczułem się niewygodnie i wymyśliłem sobie specjalne zaczepy aby było mi bardziej komfortowo. Ktoś z organizatorów skrytykował mnie wtedy: „nie zamierzasz chyba tak grać ?” Okazało się jednak, że to bardzo ułatwia poruszanie się po scenie. Od tamtego czasu wszyscy wkręcają w ngoni zaczepy na pasek, czyż to nie cudowne ?

Czy można powiedzieć, że zrewolucjonizowałeś grę na ngoni?
Czuję, że w pewien sposób pewnie tak, tak też twierdzą niektórzy. Coraz mniej młodych uczy się grać na tym instrumencie, a ngoni wyparła gitara i jej efekty. Ja miałem poczucie, że granie na ngoni jest w pewien sposób ukłonem dla naszej tradycji i chciałem tę tradycję kontynuować. Chciałem też grać w inny sposób, poczułem, że ten instrument nie jest jeszcze w pełni eksplorowany i miałem własną wizję współczesnego ngoni. My Afrykanie nie odkryliśmy jeszcze wszystkich możliwości ngoni, niestety bardzo wielu rodaków, którzy grali na tym instrumencie porzuciło je dla popularnych instrumentów rozrywkowych. I chyba doceniono moją pracę, nominując mnie do Grammy Awards. Podejrzewam, że byłem jednym z niewielu, którzy wykorzystując taki nietypowy instrument, dostąpili tego zaszczytu.

Twój ojciec Mustapha Kouyaté również jest wirtuozem ngoni. Czy wybierając akurat ten instrument, chciałeś naśladować ojca?
Nie. Chciałem iść dalej. Mój dziadek grał na trzech strunach, mój ojciec na czterech, ja obrałem sobie za cel grę na siedmiu strunach, gdyż chciałem czegoś więcej. Myślę, że warto znaleźć własną ścieżkę. To normalne, że moja gra poszła w kierunku bardziej zachodnim, bliżej zasad muzyki współczesnej, wykorzystując np. solfeż. Mam swoją szkołę gry w Bamako, gdzie przyjeżdżają m.in. Japończycy. Muszę wykorzystywać te współczesne zasady, aby móc przekazać im istotę gry na ngoni i aby były one zrozumiałe.

Zdarzało ci się koncertować z tatą? Jak wspominasz te występy?
Nie, niestety. Mój ojciec zmarł  w 1984 r., kiedy ja dopiero się uczyłem. Ale koncertowałem za to z moją matką. Pojechaliśmy nawet w trasę do Burkina Faso, a potem jeszcze daliśmy parę koncertów w całej Afryce. Obecnie na scenie towarzyszy mi żona.

Spodziewałeś się, że płyta „Segu Blue” sprawi, że staniesz się rozpoznawalny na świecie?
Tak. Pracowałem ciężko na to wszystko, co osiągnąłem. Mawiam sobie: „dobrze wykonana praca popłaca”, więc pewnie to działa.

Czy w Mali także masz status gwiazdy? Jesteś rozpoznawalny?
Tak. Całe Mali mnie pewnie zna. Moje płyty są pewnie wszędzie (śmiech)
Podobno większość Malijczyków ma mniej niż 24 lata. Czy malijska młodzież słucha
tradycyjnej muzyki?
Tak. Ten rodzaj muzyki jest u nas bardzo popularny i wręcz wszędobylski.

Twoje życie związane jest z muzyką, większość rodziny gra lub śpiewa. A co, gdyby nie
wynaleziono muzyki?
(śmiech) Pewnie uprawialibyśmy ziemię.

Co na przykład?
Jęczmień, ryż, coś pewnie w tym stylu...  Mój ojciec miał mnóstwo szczęścia, że mógł grać na instrumencie. Zdarza nam się jeszcze odwiedzać rodzinne strony i pomagać w polu. Kiedy byłem jeszcze w szkole, w porze deszczowej ojciec brał mnie i dziesięcioro swoich uczniów i jechaliśmy na wieś pomagać w polu.

Dziękuję Ci bardzo za rozmowę, do zobaczenia na poniedziałkowym koncercie!
Dziękuję bardzo, do zobaczenia!

Rozmawiała Natalia Lubrano

Słowa kluczowe: Bassekou Kouyate ngoni filharmonia wrocławska wrocław koncert
Komentarze
Redakcja dlaStudenta.pl nie ponosi odpowiedzialności za wypowiedzi Internautów opublikowane na stronach serwisu oraz zastrzega sobie prawo do redagowania, skracania bądź usuwania komentarzy zawierających treści zabronione przez prawo, uznawane za obraźliwie lub naruszające zasady współżycia społecznego.
Zobacz także
mierzalne
Młodzi artyści - policzalne, mierzalne w Pracowni Poznania Wizualnego [zdjęcia, relacja] Wrocław

Jak było na wernisażu w Muzeum Współczesnym we Wrocławiu?

wernisaz konarski
Marian Konarski/1909-1998 - relacja z wystawy Wrocław

Galeria Miejska zaprasza na nową wystawę. Będzie można ją oglądać aż do 30 czerwca.

Polecamy
wywiad
Magdalena Szurek: Najważniejsze w fotografii są emocje i uczucia [WYWIAD]

Rozmawiamy z jurorką konkursu fotograficznego Razem 2020.

mierzalne
Młodzi artyści - policzalne, mierzalne w Pracowni Poznania Wizualnego [zdjęcia, relacja] Wrocław

Jak było na wernisażu w Muzeum Współczesnym we Wrocławiu?

Polecamy
Ostatnio dodane
mierzalne
Młodzi artyści - policzalne, mierzalne w Pracowni Poznania Wizualnego [zdjęcia, relacja] Wrocław

Jak było na wernisażu w Muzeum Współczesnym we Wrocławiu?

wernisaz konarski
Marian Konarski/1909-1998 - relacja z wystawy Wrocław

Galeria Miejska zaprasza na nową wystawę. Będzie można ją oglądać aż do 30 czerwca.