Opis
Hymn Rosji "Leningrad" w reż. Łukasza Czuja w Teatrze Piosenki we
Wrocławiu. Pisze Łukasz Drewniak w Dzienniku - dodatku Kultura.
recenzja z dnia 20.02.2009 r.
Dedykowany grupie Siergieja Sznurowa spektakl udowadnia, że "Leningrad"
to styl życia: forma błogosławionej dekadencji Sznurów, lider kultowej
"Grupirowki Leningrad", lubi powtarzać, że jego ociekające alkoholem i
pokąsane wulgaryzmami piosenki to "nowy hymn świętej Rosji". Jest w tej
muzyce anarchia i brud podrasowane wpadającą w ucho melodią. Sznurów i
jego kompani dzielą się żądzą zabawy do upadłego, złością i radością,
zamętem i bzdurą. Czy można powtórzyć ten efekt bez ich udziału? Ano
można. We wrocławskim Teatrze Piosenki dziwny humbug "Leningrad". To nie
koncert typowego tribute band, propozycja tylko dla fanów zespołu, ale
spektakl pełen punkowej energii, muzyczna opowieść o przeklętej, pianej
Rosji i kolejnym straconym pokoleniu. Reżyser Łukasz Czuj założył, że
podglądamy wspólne pijackie muzykowanie grupy przyjaciół. W zapuszczonym
mieszkaniu dogorywa po imprezie wokalista-Gwaniaczek, za kontrabasem
śpi półnagi basista, wszędzie walają się butelki. Boli głowa, ale grać
trzeba dalej, schodzą się kolejni kumple. Czterech muzyków i dwóch
wokalistów powoli wprowadza nas w świat dźwięków i grypsującej poezji
Sznurowa Zaskakujące, połamane aranżacje wydobywają z coverów
"Leningradu" nieoczekiwane sensy. Poza muzyką słów pada niewiele. Ot,
skacowani przyjaciele dziwią się, że piwo też składa się z atomów, że
wszystkimi istniejącymi w Rosji portretami Putina można byłoby ogrzewać
przez miesiąc cały Władywostok. Kłaniają się Szynkariow i Pieliewin.
Odpowiedzialni za śpiewanie Mariusz Kiljan i Tomasz Mars nie próbują
kopiować maniery wokalnej Sznurowa, tego nowego Wysockiego. Dźwigający
ciężar spektaklu Kiljan staje się zdesperowanym rosyjskim chłopakiem,
który z pomocą wódki i muzyki ogłasza nowy dysydencki manifest. Podobno
tylko pijany Polak może poczuć to, co na co dzień czuje trzeźwy
Rosjanin. Kjljan wybiera inną drogę. W jego byciu na scenie jest
rosyjska desperacja i polski luz. Śpiewa o kumplach od kieliszka,
emigracji, bandyterce, kobietach i narkotykach. Obserwacje obyczajowe,
zwykłe knajpiane psioczenie na świat zostają wzbogacone o kontekst echa
wojny czeczeńskiej, kpi się z nowych ruskich i Putina: "I tak po czasu
kres - chujnia była i jest". Pijacka impreza przeradza się we wściekły
bunt. Wokaliści oblewają stół i instrumenty benzyną. Ale świat nie
spłonie. Bo świat alkoholika jest przemoczony do suchej nitki. W finale
słychać "Swobodę" - jeden z najmroczniejszych protest songów Sznurowa,
dedykowany siedzącemu w lagrze Chodorkowskiemu. Mars i Kiljan stawiają
na stole wyjęte z pudla truchła dziesiątków budzików. Muzyka Leningradu
to we współczesnej Rosji tykająca bomba zegarowa.