"Płeć na rynku pracy" - relacja, cz.II
2006-12-06 10:41:05 | Wrocław
Do tej pory było nas dwóch, autorów, teraz został tylko jeden.
Przerwa przywiodła panie do stolików w przekąskami i napojami. Pomyślałem z niepokojem, że uczestniczki chcą się posilić i nabrać sił na drugą część spotkania, dyskusję. I patrząc z jaką prędkością z talerzyków znikają kanapki i ciasteczka, wyraziłem po cichu nadzieję, by ta dyskusja nie przerodziła się w samonakręcający się wiec feministyczny. Ale nic z tych rzeczy.
Zazwyczaj na różnego rodzaju spotkaniach, gdy pada zwrot: „Czy mają państwo jakieś pytania?", każdy spuszcza wzrok i zapada niezręczna cisza. Tutaj zaś niemal bez przerwy, przez bitą godzinę toczyła się żywa dyskusja. W udzielaniu odpowiedzi prym wiodła doświadczona i posiadająca ogromną wiedzę, pani Anna Makowska.
Niemal każda uczestniczka spotkania zadała pytanie. Jedno z nich dotyczyło na przykład kwestii pracy po wieku emerytalnym. Jak się dowiedzieliśmy, istnieje dobrowolne przejście na emeryturę, jednak bardzo często pracodawca wywiera presję, by zwolnić miejsca dla młodych i energicznych pracowników.
Wiele pań interesowało pytanie pracodawców na rozmowie kwalifikacyjnej odnośnie planowania ciąży. Pani Agnieszka Zembrzuska powiedziała, że takie pytanie nie może paść, choć... żadna z prelegentek nie spotkała się z zapisem zabraniającym o to zapytać.
Chwilami dyskusja o rynku pracy przeradzała się w swobodną rozmowę ogólnie o płci i równouprawnieniu. Nawiązując do referatu jednej z prelegentek, pewna pani stwierdziła, że ograniczenia dla kobiet (szczególnie w ciąży) dotyczące pracy na wysokościach, pracy pod ziemią, czy w elektrowniach jądrowych jest... dyskryminacją kobiet (!). Z drugiego końca sali ktoś powiedział, że to, że przewijaki są wyłącznie w damskich toaletach, jest dyskryminacją samotnych ojców. Od razu poczułem do tej pani sympatię.
Pani Anna Makowska opowiedziała, że spotkała się z przypadkiem pracodawcy, który otwarcie rozpowiadał w biurze, że opracowuje „system gnębienia" stażystki, inny z kolei mobber, robiąc w USA fachowe badania psychologiczne, dowiedział się, że jest pozbawiony uczuć wyższych...
Z sali padło zapytanie, czy skoro istnieje Krajowy Rejestr Dłużników, to czy nie można utworzyć Krajowego Rejestru Mobberów. Pani Makowska wyjaśniła, że mobberem jest tylko ten, na kogo sąd wydał wyrok, zatem nie można tak nazywać kogoś, kto nie jest prawnie skazany za dręczenie i poniżanie pracowników. Poza tym, jak mówi pani Anna, często spotyka się z pracownikami, dla których krzywe spojrzenie, czy zwykłe polecenie dyrektora jest już mobbingiem. Tacy ludzie mają grubą teczkę „dowodów" i najchętniej sądziliby się z każdym przełożonym. Ale są to zwykli pieniacze.
Pani Makowska przyznała, że chciała stworzyć krajową listę miejsc pracy wolnych od mobbingu. Nie znalazło to jednak zainteresowania. Czy to oznacza, że nikt nic nie ma na sumieniu? Czy wręcz przeciwnie?
Spotkanie dobiegło końca. Większość pań zapewne nie zaspokoiła całkowicie swojej ciekawości, część pewnie drążyłaby jeszcze temat szukając potwierdzenia swoich racji. I mimo naszej męskiej relacji nieco z przymrużeniem oka, mamy świadomość, że uczestniczyliśmy w ciekawej konferencji poświęconej poważnemu problemowi. Bo chyba nikt nie ma wątpliwości, że mobbing jest poważnym problemem. Jak każde zjawisko, gdzie w grę wchodzą uczucia i godność drugiego człowieka.
Jacek Kalinowski
(jacek.kalinowski@dlastudenta.pl)