120 uderzeń serca - recenzja
2017-11-15 10:35:40"120 uderzeń serca" to społecznie zaangażowany film portretujący paryską grupę aktywistów Act Up i ich działania na początku lat 90. Dla reżysera, Robina Campillo, który sam wstąpił do wspomnianej grupy w 1992 roku i był jej aktywnym członkiem, to osobisty obraz.
Act Up to organizacja walcząca z obojętnością państwa i społeczeństwa wobec losu ludzi chorych na AIDS. W początkowych sekwencjach filmu jeden z bohaterów informuje nowych członków organizacji, że samym wstąpieniem do ACT UP skazują się na bycie postrzeganymi jako zarażeni. Umierający młodzi ludzie spotykają się z obojętnością, bo należą do mniejszości lub do grup funkcjonujących gdzieś na skraju społeczeństwa. A czy śmierć jest mniej tragiczna, jeśli dotyczny prostytutki, osoby uzależnionej od narkotyków, osoby identyfikującej się inaczej niż hetero?
Dziś życie z AIDS wygląda inaczej, niż wtedy. Jeżeli wirus zostanie odpowiednio wcześnie zdiagnozowany, z nowoczesnymi lekami możliwe jest nawet dożycie spokojnej starości. Czy przez to temat przestał być aktualny, a film jest tylko hołdem do tych walczących w przeszłości? Niekoniecznie. Oprócz zmagań z chorobą, "120 uderzeń serca" mówi o walce z bezradnością, na którą nigdy nie będzie lepszego leku od jednoczenia się w imię sprawy. Jedynie metody walki odrobinę się zmieniły - dziś, w przerwach od marszy i protestów, zamiast zwracać na siebie uwagę sztuczną krwią i zakuwaniem w kajdany, korzystamy z social mediów.
Grupa Act UP to mieszanka ludzi z różnych środowisk. Zrzesza osoby identyfikujące się jako homoseksualiści i heteroseksualiści, osoby zdrowe, chore, ich rodziców. Działania obserwujemy z perspektywy kilku bohaterów: opanowanego przywódcy Thibaulta (Antoine Reinartz), zaangażowanej Sophie (Adele Haenel), ekscentrycznego Seana (Nahuel Perez Biscayart) i cichego Nathana (Arnaud Valois). Jednym z głównych wątków jest ewoluująca na naszych oczach relacja między ostatnią dwójką.
Campillo przedstawia różne aspekty życia członków grupy i chociaż nie poznajemy ich tak dobrze, jak może byśmy chcieli, reżyser oferuje coś innego, niż fakty na ich temat: posługujac się zmianą tempa, montażu i muzyki, pokazuje zmiany w odbieraniu rzeczywistości uzależnione od miejsca, w którym znajdują się postaci. Dzięki temu mamy wgląd w ich emocje; inaczej przedstawione są dyskusje w sali niż odrobinę oniryczne akcje grupy.
Potem dostajemy sekwencje klubowe pulsujące w rytmie transowej muzyki, płynnie przechodzące w abstrakcyjny obraz rozwijających się komurek wirusa. Reżyser eksperymentuje z formami i otrzymuje ciekawy, hipnotyzujący efekt. Przede wszystkim te działania, zaraz obok bardzo udanego obrazu funkcjonowania grupy aktywistów, zasługują na uwagę.
Wiktoria Szulak
120 uderzeń serca, reż. Robin Campillo, prod. Francja 2017, czas trwania 135 min
Film zobaczyłam podczas Dni Filmowych LUX 2017 we wrocławskim Kinie Nowe Horyzonty.
fot. materiały prasowe